Miasto samodzielnie ma zbudować nowy ośrodek żeglarski na Marinie. Tu, gdzie na gruntach dzierżawionych przez MOSiR miała zbudować go fundacja Lubelskie Centrum Żeglarstwa. Tymczasem MOSiR do końca maja chce odebrać fundacji część terenu.
Gorzej będzie z projektami, które najprawdopodobniej trzeba będzie stworzyć od nowa, bo te które istnieją są własnością fundacji. - Dokumentacja ma określoną wartość, jest chroniona prawami autorskimi. Na pewno warto byłoby ją przejąć, bo oszczędzilibyśmy czas na przygotowywaniu projektów. Tym bardziej, że ten projekt jest oceniany jako dobry, bo był konsultowany ze środowiskiem żeglarskim - dodaje Żuk.
Jeśli fundacja, która pod ośrodek żeglarski wydzierżawiła grunt od MOSiR nie zbuduje mariny do końca października wydając na nią co najmniej 5 milionów złotych, to właśnie taką kwotę (pomniejszoną o wartość projektu) będzie musiała wpłacić jako karę na rzecz miasta.
Ale w Ratuszu nikt nie wierzy, że kiedykolwiek te pieniądze ujrzy. Tym bardziej, że fundacja już jakiś czas temu przestała płacić MOSiR-owi czynsz dzierżawny za grunty na Marinie, na których miała zbudować nowoczesny ośrodek żeglarski. Sprawa zaległości trafiła do sądu, ale postępowanie jest utrudnione, bo Lubelskie Centrum Żeglarstwa od miesięcy nie ma żadnych władz. Zarząd może wybrać tylko rada fundacji, a ta jest niekompletna. W efekcie nie ma z kim rozmawiać. Lubelskie Centrum Żeglarstwa istnieje praktycznie tylko na papierze.
- Jesteśmy w trakcie rozmów z poddzierżawcami, którzy prowadzą działalność na terenie dzierżawionym przez Lubelskie Centrum Żeglarstwa - mówi Miłosz Bednarczyk, rzecznik MOSiR. - Wszyscy mają podliczniki, więc nie będzie nawet technicznych problemów z tym, by w zakresie tych terenów wypowiedzieć umowę fundacji tak, by wspomniane podmioty dzierżawiły teren od nas, a nie od LCŻ.