Tuż obok domków jednorodzinnych w rejonie ul. Dożynkowej w Lublinie rosną nowe bloki. Mieszkańcy protestują.
Plan zagospodarowania przestrzennego to lokalna konstytucja dla projektantów i inwestorów. To dokument, który mówi co wolno, a czego nie wolno w danym miejscu budować. Aktualny plan dla Dożynkowej pozwala, by rosły tam nowe bloki. Mieszkańcy czują się oszukani, bo żyli w przekonaniu, że to dzielnica domków jednorodzinnych.
- I teraz to wygląda tak, że jest domek, obok niego blok, zaraz potem domek i znów blok. Nie są nawet zachowane odległości między domami - oburza się Jacek Kęsicki z Dożynkowej. - Obawiam się, że i u mnie może być tak jak u sąsiadów, którzy z okna mają widok na wysoką ścianę bloku - wtóruje mu Bożena Leszak. - Wszędzie w mieście styka się budownictwo jednorodzinne i wielorodzinne i od tego nie uciekniemy - odpowiada Elżbieta Kołodziej-Wnuk, zastępca prezydenta miasta.
Wczoraj kilkudziesięciu sąsiadów stanęło z transparentami w czasie sesji Rady Miasta domagając się zmiany planu. - Chcemy wprowadzenia linii rozgraniczającej nasze domy od zabudowy wielorodzinnej - Joanna Kęsicka.
Mieszkańcy interweniowali u miejskich radnych. - Obraz, jaki zobaczyłem jest porażający - mówi Dariusz Sadowski (SdPl). - Albo ktoś popełnił fatalny błąd, albo było to celowe działanie - mówi Piotr Kowalczyk, radny PiS i zapewnia, że poprze starania mieszkańców o zmianę planu.
- Pani prezydent powiedziała, że to rozważy zaznaczając, że zmiana może przyhamować prace nad planami w innej części miasta - dodaje Kowalczyk.
Ratusz mówi, że mieszkańcy ze swym protestem się spóźnili, bo ich plan uchwalono w 1992 r. - Wtedy był wykładany do wglądu, ludzie mogli wnosić odwołania, ale nie mieli zastrzeżeń - mówi Kołodziej-Wnuk. Nie wie jeszcze, czy plan się zmieni.
Protestujący zarzucają urzędnikom, że plany tworzą w pośpiechu, jako przykład podając wczorajszy plan dla strefy ekonomicznej na Felinie, który radni dostali kilkadziesiąt godzin przed głosowaniem. - I jak się uchwala plan na kolanie to dochodzi do takich absurdów, bo nikt z radnych nie ma czasu, żeby tam zajrzeć - mówi Kęsicka.