Korneliusz nie musi zakładać mundurka ani biec do klasy na dźwięk dzwonka. Jego rodzice postanowili sami go uczyć. I tak aż do liceum.
Lekcje pisania i czytania zerówkowicz bierze w kuchni. - Przy okazji pilnuję obiadu - śmieje się Anna. Na angielski przechodzą do pokoju. Bo tam jest komputer. - Znam ten język, mieszkałam przez rok w Anglii. Ale jak w przyszłości dojdzie materiał z chemii, czy fizyki, skorzystam z pomocy korepetytorów.
Rodzina Kopciów chce, aby ich syn uczył się w domu przez całą podstawówkę i gimnazjum. - Dlaczego? Mamy przykre doświadczenia ze szkołą - tłumaczy Anna.
Kornel twierdzi, że nie szkoda mu, że nie idzie do szkoły. - Bo lekcje w domu są baaardzo fajne - mówi i dodaje, że z kolegami będzie się bawił na podwórku, a nie na lekcyjnych przerwach.
Nauka w domu na życzenie jest legalna, jednak trzeba mieć zgodę dyrektora szkoły podstawowej. - Odwiedziliśmy kilku w Lublinie, ale byli niechętni. Znaleźliśmy szkołę w innym województwie. Trafiliśmy do pedagoga, który już miał dzieciaki uczące się w domu - mówi Radosław Kopeć. - Na naszą prośbę też spojrzał przychylnie.
Rodzice, decydujący się na taką formę edukacji dziecka nie muszą mieć wykształcenia pedagogicznego. Ale efekty ich pracy są weryfikowane. - Co pół roku będziemy zawozić Korneliusza na egzamin do szkoły - wyjaśnia mama chłopca. - Jeśli dyrektor stwierdzi, że nie radzi sobie z materiałem, może odebrać zgodę na domową edukację.
dr Anna Siudem psycholog z UMCS
Niektóre dzieci lepiej przyswajają wiedzę w grupie, która motywuje je do nauki. Inne wolą uczyć się indywidualnie. W domu dziecko będzie miało większy komfort. Ale nie nabędzie umiejętności społecznych. Uczeń z klasy nauczania początkowego może jeszcze uczyć się od mamy i taty, ale starszy powinien chodzić do tradycyjnej szkoły.