Dwie lodówki, w których przechowuje się preparaty, do wymiany i cała sala do malowania. To efekt pożaru, do którego doszło dziś rano w największym gmachu Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, przy ulicy Akademickiej 15.
- Jedna z doktorantek włożyła do lodówki probówki z łatwo-parującymi materiałami - wyjaśnia Henryk Bichta, kanclerz UP. - Efekt? Lodówka wybuchła. To samo stało się z drugą, stojącą obok.
Wtedy doszło do zwarcia instalacji elektrycznej. - Kable zaczęły się kopcić, pojawiło się sporo dymu - mówi Bichta. - Na szczęście okna w pomieszczeniu były zamknięte. To nieco stłumiło pożar - dodaje.
Pracownicy uczelni zauważyli dym ok. godz. 6 rano. Gdy na miejscu pojawili się strażacy, pożar był już praktycznie ugaszony.
Pracownica, przez której błąd doszło do pożaru, nie poniesie konsekwencji.
- Wypadek przy pracy, to się zdarza - podkreśla kanclerz.
Koszty zakupu dwóch nowych lodówek i malowania pomieszczenia pokryje uczelnia. (MB)