Rozmowa z Aleksandrą Rolską, instruktorem tańca zespołu "Powiśle” w Puławach
- Zaczynamy od przedszkolaków, z małymi dziećmi łatwiej się pracuje. Najmłodszy tancerz liczy sobie 4 lata. Wraz z wiekiem dzieci przechodzą do innej grupy wiekowej. Bardziej odważne i śmiałe są dziewczynki, z chłopcami jest gorzej. O tańcu przypominają sobie dopiero wtedy, kiedy zbliża się studniówka. Oni mają inne zainteresowania, sport ich pochłania całkowicie.
• Praca w zespole jest ciężka?
- O tak i to bardzo. Nie wszystkie dzieci wytrzymują. Jak się już zacznie, to należy tego pilnować, i nie opuszczać prób. Bo wtedy nie dość, że nie tańczy ten co nie przyszedł na zajęcia to i jego partner też stoi pod ścianą, bo nie ma pary. Małe dzieci ćwiczą dwa razy w tygodniu po czterdzieści pięć minut, starsze maja dłuższe próby - cztery godziny w tygodniu. Ale jak już złapią bakcyla, to zostają tu na długo.
• Chce pani powiedzieć, że w zespole tańczą dzieci z pokolenia na pokolenie?
- Tak, teraz na przykład tańczy trzecie pokolenie. I sporo jest takich tańczących rodzin.
• Za tydzień świętujecie jubileusz. To już 55-lecie zespołu. Co pokażecie widowni?
- Rozpoczniemy koncertem w Końskowoli. Przedstawimy fragmenty koncertu pt. "W górę Wisły”, będzie polonez, tańce opoczyńskie, rzeszowskie, krakowiak i tańce górali żywieckich. Niestety, koncert będzie okrojony, ponieważ na scenie nie pomieszczą się wszyscy. Zespół liczy około 140 osób, nie damy rady żeby wszyscy wystąpili.
W Puławach przedstawimy dwie części koncertu. To co w Końskowoli, plus tańce śląskie i te z naszego regionu. Powiśle jest przepiękne, ale bardzo mało znane.
Rozmawiała Beata Kowalska