Wielu rodziców usiłowało i usiłuje „przestawiać” swoje leworęczne dzieci na praworęczność uważając, że posługiwanie się lewą ręką jest patologiczne. To błąd – alarmuje psycholog, prof. Marta Bogdanowicz. Osiem procent Polaków to osoby leworęczne.
– W latach 60., kiedy rozpoczynałam pracę z leworęcznymi, w Polsce, podobnie zresztą jak w wielu innych krajach europejskich, nagminnie nakłaniano dzieci leworęczne do posługiwania się ręką prawą – wspomina Bogdanowicz.
Dzieci zmuszano do pisania prawą ręką, do trzymania sztućców w prawej ręce. Nierzadko takim dzieciom w trakcie jedzenia przywiązywano na przykład lewą rękę do ciała lub do krzesła, bandażowano ją, zakładano rękawiczkę, a nawet gips.
– Osób leworęcznych nie wolno jednak na siłę przestawiać na praworęczność, gdyż będą one reagowały nerwicowo – podkreśla pani profesor. – Ręka prawa jest u nich naturalnie słabsza. Dzieci, zmuszone do korzystania z niej jako dominującej, będą miały problemy w szkole na przykład dlatego, że będą pisać niekształtnie, wolno, nie nadążając za klasą.
Dziś z tolerancją dla leworęczności jest już lepiej, ale wielu przedstawicieli starszego pokolenia nadal jednak uważa leworęczność za coś nieprawidłowego, wymagającego „naprawy”.
Na temat przyczyn leworęczności naukowcy wciąż się spierają. Wiadomo, że jest ona przekazywana genetycznie. Najpopularniejsza teoria naukowa na jej temat mówi, że u osób leworęcznych dominującą półkulą mózgu jest półkula prawa, która kontroluje lewą stronę ciała człowieka.
Jednak według kierownika Kliniki Neurologii w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie, prof. Adama Stępnia, „nie wykazano różnic anatomicznych w budowie mózgu między osobami praworęcznymi, a leworęcznymi”. (pap)