Zaczęło się od jednej błyskawicy, skończyło burzą do północy i wzajemnym obrażaniem. Tak niecodzienny przebieg przybrało czwartkowe posiedzenie Rady Miasta Lublin. – Chwały nam ta dyskusja nie przynosi – prosił o milczenie jeden z radnych, ale nic nie zdziałał. Wymiana słownych ciosów rozkręciła się jeszcze bardziej. Na internetowym ringu nie zabrakło nawet damskich bokserów
Pierwsza oberwała Anna Ryfka, miejska radna z klubu prezydenta Żuka. Propagowanie symboli faszystowskich zarzucił jej jeden z radnych PiS. Za jej plecami dostrzegł czerwoną błyskawicę, symbol towarzyszący ostatnim protestom kobiet.
Warto tu wyjaśnić, że każdy radny miał za plecami, co chciał, bo posiedzenie odbywało się przez internet. Ktoś miał w kadrze regał z książkami, ktoś z filiżankami, inni wstawiali obrazy z komputera, a radna Ryfka miała ścianę z czerwonym piorunem.
– Tu się pojawiło propagowanie symboli faszystowskich – skwitował radny Stanisław Brzozowski (PiS) na widok błyskawicy, która skojarzyła mu się jednoznacznie. – Esesmani mieli podwójną a Hitlerjugend pojedynczą – precyzował radny. – To narusza ustawę o niepropagowaniu tych znaków.
– Ania Ryfka nie jest Hitlerjugend, co pan plecie? – zirytował się radny Marcin Nowak (klub prezydenta Żuka).
Chwilowy zgrzyt jeszcze nie przerodził się w żadną burzę. Napięcie na chwilę podniósł jeszcze radny Tomasz Pitucha (PiS), który określił protesty kobiet mianem „marszu wściekłych macic”. Potem było spokojnie. Okazało się, że to dopiero cisza przed burzą.
Burza rozpętała się około godz. 23, gdy „komputerowe” posiedzenie dobrnęło do punktu „Wolne wnioski, oświadczenia”. Radna Ryfka oznajmiła, że została obrażona słowami radnego Brzozowskiego. – Łączenie mnie i mojego nazwiska z symboliką faszyzmu, to nie tylko potwarz i głęboka obraza, której nie mogę zostawić bez komentarza i żądam tutaj przeprosin, ale też policzek dla setek tysięcy Polek i Polaków, którzy identyfikują się z tym znakiem – mówiła radna.
Ryfka odniosła się też do słów radnego Pituchy o marszu „wściekłych macic”. – Jak nazwać patologiczną zgraję pseudopatriotów, która pod sztandarami Marszu Niepodległości podpala ludziom mieszkanie? Albo wściekłe bojówki, które pałują metalowymi teleskopami kobiety i dzieci?
– Pani Anna Ryfka chyba ma za duże oczekiwania wobec mnie. Nie doczeka się w tym przypadku przeprosin – odpowiedział radny Brzozowski. Ale obrażonych było więcej.
– Jako kobieta, matka czwórki dzieci, babcia pięciu, jeśli słyszę dzisiaj od człowieka, który skończył teologię, który był pełnomocnikiem ds. rodziny „wściekłe macice”, to mnie strasznie boli, to mnie strasznie oburza – odpowiedziała Pitusze radna Jadwiga Mach (klub Żuka). – Panie radny, obraził mnie pan w sposób niewyobrażalny. Ta wściekła macica moja wychowała, z tej wściekłej macicy przetrwało czworo dzieci – skwitowała Mach, oczekując przeprosin dla kobiet. Ale radny Pitucha już się nie odezwał.
W obronie kobiet stanęła część radnych. – Jestem wstrząśnięty. Jako mężczyzna ja przepraszam, jeżeli panowie nie przeproszą – mówił radny Grzegorz Lubaś (klub Żuka). – Nie idźmy już zbytnio w te dyskusje, bo chluby nam one, jako radzie, nie przyniosą – zauważył radny Piotr Popiel (PiS). Ale pędzącej dyskusji nie zdołał powstrzymać.
– Mleko się rozlało i pewne słowa zostały powiedziane – skwitował radny Bartosz Margul (klub Żuka), który uświadamiał Brzozowskiego, że symbol błyskawicy jest też wszechobecny na stacjach trafo. – Coś z tym trzeba zrobić, nazizm jest dookoła pana, gdzie pan nie wyjdzie, przejdzie koło stacji trafo, to ma pan nazizm na tej stacji – ironizował Margul. Do radnych PiS apelował, by nie rywalizowali z Kraśnikiem na głupie stwierdzenia i zasugerował, że Pitucha, doradca ministra Przemysława Czarnka, powinien się podać do dymisji, bo przynosi wstyd ministrowi. – Chociaż takiemu ministrowi ciężko przynieść wstyd.
Radny Brzozowski stwierdził, że protestujące na ulicach kobiety są „dla interesów międzynarodowych mięsem armatnim”, bo „różnym naszym sąsiadom” nie podoba się polski rząd. Podkreślał też, że samo określenie „macica” nie jest pejoratywne. – To jest określenie medyczne – wyjaśniał radny, którego zdaniem w protestach nie uczestniczyli tylko przedstawiciele dwóch płci. – Tak naprawdę kilkadziesiąt płci protestowało. Tam były lesbijki, geje czy gejowie, nie wiem, jak się mówi. Sama pani Lempart jest zdeklarowaną lesbijką i jeśli wiem dobrze, to lesbijki nie chcą rodzić dzieci.
Radnego Zbigniewa Ławniczaka (PiS) niepokoiło z kolei to, że protesty organizowane w Lublinie zwykle skupiają się przed Ratuszem.
– Ja mam jedną obawę, żeby te protesty nie wymknęły się spod kontroli – mówił radny, który sugeruje, żeby wyznaczyć w mieście jakieś miejsce, w którym każdy mógłby przyjść i wykrzyczeć swoje racje. – Może się zdarzyć, że ktoś wrzuci racę do Ratusza. I co wtedy? Ratusz się spali – wieszczył Ławniczak.
– Niestety biuro PiS jest bardzo blisko Ratusza i to sprawia, że ludzie tędy przechodzą – odpowiadał radny Margul.
– Byłam na tych protestach, byłam wściekła na decyzje waszego pryncypała Kaczyńskiego i była tam masa wściekłych osób, które razem ze mną maszerowały – oznajmiła radna Maja Zaborowska (klub Żuka).
– Ale kogo to obchodzi? – przerwał jej radny Piotr Gawryszczak (PiS).
– Czy jeżeli pańscy koledzy opowiadają pierdoły to pan nie może zareagować, tylko w tej chwili, po pierwszych dwóch zdaniach? – strofował Gawryszczaka przewodniczący Rady Miasta, Jarosław Pakuła.
– Bo przespałem się godzinę i się obudziłem i słyszę jak się chrzani na tej sesji – wyjaśnił Gawryszczak.
– Byłam na tych protestach, byłam wściekła, była masa wściekłych osób, nikt nie miał rac, nikt nic nie podpalał, nikt nikogo nie bił, nikt nie był agresywny – kontynuowała radna Zaborowska. – Słucham tej dyskusji i wiem jedno, państwo wszyscy lansujecie się, liczycie na to, że słuchają was media, będą o was jutro pisać, będziecie gwiazdami. A ja chciałabym z tego miejsca zaapelować właśnie do tych mediów, żeby zachowali się tak przyzwoicie, jak media amerykańskie. Po prostu, żeby spuściły kurtynę milczenia na całą tę idiotyczną dyskusję. Dziękuję – skwitowała Zaborowska. Nie wyjaśniła, dlaczego dziennikarze mieliby ukryć przed mieszkańcami Lublina, jak wyglądała dyskusja toczona do późnej nocy przez radnych, których diety wypłacane z pieniędzy podatników kosztują rocznie niemal milion złotych.