Policja weszła jednocześnie do nocnych klubów w kilku miastach Polski. Przed Fascination w Lublinie najpierw stanął radiowóz, a potem przyjechali kryminalni. Bramę, w której znajduje się wejście do klubu go-go, zablokowano z obu stron.
– Potężne uderzenie w sieć nocnych klubów – przekazała mediom rzeczniczka Centralnego Biura Śledczego Iwona Jurkiewicz.
W nocy z piątku na sobotę zmobilizowane siły CBŚP i policji weszły do klubów go-go w kilku miastach Polski. Zatrzymano 21 osób. W Lublinie służby wzięły na celownik znajdujące się na deptaku Fascination. To lokal wcześniej występujący pod nazwą Cocomo.
– Widziałam tylko jak podjechał radiowóz. Potem zjawili się kryminalni i policyjna „paka”. Nie wiedziałam co się dzieje – wspomina nocną akcję kelnerka z jednego z lokali obok.
– Policja zamknęła bramę z obu stron, żeby nikt nie mógł się wydostać – mówi nam kolejny świadek. Właśnie w tej bramie wiodącej od placu Wolności do deptaka znajduje się wejście do Fascination. W niedzielę można było zobaczyć na nich kartkę, że 27 maja odbywała się tam impreza zamknięta.
Klub zainstalował się na deptaku około 10 lat temu. Werbował młode dziewczyny do tańca na rurze. Kusił zarobkami rzędu 10 tys. złotych miesięcznie.
– Oficjalnie rekrutację prowadziło coś, co nazywało się agencją reklamowo-marketingową. Kiedy jednak wysłało się tam mailem zgłoszenie okazywało się, że to taniec na rurze dla pijanych klientów.
Zadaniem dziewczyny było sprawić, żeby goście dobrze się bawili, zostawali tam dłużej, zamawiali kolejne drinki.
Mogli też stawiać dziewczynom, ale one nie mogły pić alkoholu. Nie wiem, czy dostawały jakiś inny napój, czy w ogóle nic, a rachunek klienta i tak był obciążany – mówi nam dziś Monika, która kilka lat temu była zainteresowana pracą w Cocomo. Nigdy jej jednak nie podjęła.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że policja z lokali wyniosła wiele rzeczy mających być dowodami w sprawie. W tym napoje i alkohole, które były podawane klientom. Mają one zostać zbadane w policyjnym laboratorium, aby ustalić ich dokładny skład. Dlaczego? Co jakiś czas wychodziło na jaw, że ktoś spędził noc w klubie a rano nie pamiętał wydatków. Lubelska prokuratura zajmowała się przynajmniej kilkoma takimi sprawami. Finansista z Warszawy w 2014 r. skarżył się, że z jego karty kredytowej zniknęło ponad 54 tys. zł. Obywatel Norwegii twierdził, że pobyt w Cocomo kosztował go 25 tys. zł. Kolejny z mężczyzn wziął do klubu 150 zł w gotówce, a obudził się z dwiema fakturami na prawie 5 tys. złotych. Mężczyzna kwestionował swój podpis na fakturach.
Krajowym rekordzistą może być dyrektor polskiej spółki z branży metalurgicznej. Odwiedził klub Cocomo przy Starym Rynku w Poznaniu. Opowiadał potem, że pamięta tylko wejście i pierwszego drinka. Płacił służbową kartą. Kiedy rano doszedł do siebie w kieszeni znalazł swoje oświadczenia, potwierdzające, że na alkohol w Cocomo wydał blisko milion złotych.
Ta fatalna sława sieci sprawiła, że najpierw Sopot, a potem inne miasta, wypowiedziały wojnę klubom. Samorządowcy planowali pozwać prowadzącą te przybytki firmę za „naruszanie dobrego wizerunku miasta i nieuczciwą konkurencję”. Jednak we wrześniu 2014 r., kluby zmieniły nazwę. Nad wejściem do lokalu w Lublinie zawisł szyld Fascinacion.