Czasami rozwód to nie tylko rozstanie się dwóch osób. Często w tle pojawiają się spory, konflikty, a także walka. O majątek, winę, a w najgorszych przypadkach: o dziecko. A jeśli jest walka pomiędzy rodzicami, to ono jest najbardziej pokrzywdzone
Według statystyk Głównego Urzędu Statystycznego, w 2021 roku udzielono około 61 tys. rozwodów. W przypadku małżeństw posiadających małoletnie dzieci, sądy w 64,8 proc. przypadków powierzały wykonywanie władzy rodzicielskiej obojgu rodzicom, czyli tzw. opiekę naprzemienną. W 27,2 proc. spraw opiekę powierzano wyłącznie matce, a w 2,8 proc. wyłącznie ojcu.
Sądy podczas przydzielania opieki nad małoletnim powinny kierować się przede wszystkim dobrem dziecka. Ale czy zawsze tak jest? Niestety, czasami stereotypy „matka urodziła, dziecko powinno być przy matce” są tak twardo zakorzenione, że dobro nieletniego schodzi na dalszy plan.
Tata zmieniał pieluchy, mama „dbała o kontakty towarzyskie”
W jednym z mieszkań w Lublinie siedzi Maciej (imiona bohaterów tekstu zostały zmienione), ojciec, który od dekady walczy o prawo do wychowywania swojej córki, Hani. Przez te lata jego historia zdążyła już przejść przez wiele sal sądowych, media, a nawet doświadczonych psychologów. Mimo to walka o prawo do bycia ojcem wciąż trwa.
Maciej i jego żona podjęli decyzję o rozwodzie, gdy ich córka miała zaledwie trzy lata. Przed rozwodem to właśnie on wykonywał większość obowiązków rodzicielskich, pracując zdalnie i opiekując się dzieckiem. Jego żona skupiała się na swojej pracy zawodowej i kontaktach towarzyskich.
– To ja byłem tym, który kąpał Hanię, przygotowywał posiłki i odbierał ją z przedszkola. Moja była żona nie interesowała się córką do tego stopnia, mała że do swojej opiekunki zaczęła mówić „mamo” – wspomina nasz rozmówca.
Decyzją sądu wydaną podczas rozwodu, Hania miała zostać przy ojcu, a matka miała ustanowione kontakty. Jednak po jednym ze spotkań była żona pana Macieja nie oddała córki i zaczęła się ukrywać. Nadeszły kolejne rozprawy. Dziecko nie wróciło do ojca, bo jak mówi sąd „ten kto pierwszy odebrał dziecko, staje się jego opiekunem”.
Panu Maciejowi zostały ograniczone prawa rodzicielskie, uzyskał minimalne kontakty z dzieckiem, które odbywały się pod nadzorem kuratorów w neutralnym miejscu.
– Na sali sądowej usłyszałem, że to ja nie interesowałem się dzieckiem. Matka, która publicznie chwaliła się, że nigdy nie kąpała naszej córki, nagle stała się tą idealną opiekunką. Od razu czułem, że system mnie zawiódł. Nikt nie patrzył na to, co rzeczywiście było dobre dla dziecka – dodaje pan Maciej.
W ten sposób rozpoczęła się walka, która trwa już 10 lat.
– Sądy nie rozumieją psychologii. Oddają decyzję biegłym, a ci nie chcą podejmować odpowiedzialnych działań, bo tłumaczą to że to nie ich decyzja, tylko sądów, a sąd tylko umywa ręce. A dziecko cierpi najbardziej – wyciąga wnioski ze swojej sprawy Maciej.
Dzisiaj Hania ma ponad 13 lat, ale wola walki u ojca nie zgasła.
Alienacja rodzicielska: cichy dramat dziecka
Alienacja rodzicielska jest jednym z najbardziej destrukcyjnych zjawisk, które dotyka dzieci po rozwodzie. Dziecko, zmuszone do wyboru między rodzicami, często trafia w środek konfliktu lojalnościowego.
Maciej opowiada o momentach, gdy Hania chciała spędzać z nim czas, ale za każdym razem spotykało się to z represjami ze strony matki.
– Hania była manipulowana. Straszyła ją, że trafi do domu dziecka, jeśli będzie chciała mieszkać z ojcem. Gdy próbowała się ze mną kontaktować, matka groziła jej, że obie skończą w więzieniu – opowiada.
Fałszywe oskarżenia i tylko godzina tygodniowo
Przez wiele lat Maciej widywał córkę przez zaledwie półtorej godziny tygodniowo, często pod nadzorem kuratora. Wizyty w jednej z instytucji stały się symbolem jego relacji z córką: ograniczonych, kontrolowanych, pełnych napięcia.
– Hania była zmuszona widzieć, jak matka robiła sceny przy kuratorach. Kłóciła się, przeszkadzała, obrażała mnie przy dziecku – opowiada pan Maciej. W pewnym momencie instytucja zrezygnowała z możliwości udostępniania miejsca na organizowanie spotkań, uznając sytuację za zbyt trudną.
Przez lata Maciej zebrał dziesiątki dowodów świadczących o problemach byłej żony z agresją i zaniedbaniami wobec dziecka.
– Miałem nagrania, zeznania świadków, a nawet opinie psychologiczne, które potwierdzały, że matka miała skłonności do wybuchów złości i manipulacji. Ale dla sądu to wszystko było mniej ważne niż to, że matka jest... matką – tłumaczy.
Fałszywe oskarżenia były kolejnym narzędziem używanym przeciwko Maciejowi.
– Były momenty, gdy przychodziłem na umówione kontakty, to matka wzywała policję, oskarżając mnie o kradzież czy agresję. Raz to ja zostałem pobity, a przed policją mówione było, że to ja pobiłem swoją byłą żonę i jej matkę. Mam nagrania jak Hania odciąga swoją matkę ode mnie, by mnie nie biła. Innym razem zostałem oskarżony o kradzież telefonu. Matka Hani zażądała bym się rozebrał i chciała mnie przeszukać, bo w przeciwnym razie wezwie policję. Nie zgodziłem się na to, więc usłyszałem że mam opuścić mieszkanie. Gdy wychodziłem, magicznym sposobem telefon się znalazł. Jednak ja nie mogłem kontynuować spotkania z córką.
Wielokrotnie słyszałem, że mam zakaz kontaktu z dzieckiem, a Hani mówi, że to sąd nie pozwala nam się spotykać poza wyznaczonymi godzinami, bo grozi za to więzienie – wymienia Maciej.
Tego dnia możesz się zobaczyć, tego nie
Sąd, zamiast ułatwić kontakty ojca z dzieckiem, wprowadził harmonogram, który miał – jak uważa Maciej – na celu jego „zmęczenie”.
Przez lata te spotkania były raz w tygodniu, dopiero od pół roku zostały zwiększone do dwóch – w środku tygodnia roboczego, w Warszawie, ponad 100 km od jego miejsca zamieszkania. Jak wspomina, nigdy się nie spóźnił, nigdy także żadnego spotkania nie odwołał ani nie przełożył. To matka odwoływała, spóźniała się i utrudniała kontakt z córką. Czasami podawała tak absurdalne powody, jak na przykład śnieżyca w ciągu lata.
– Chodziło o to, żeby mnie złamać. Żebym w końcu odpuścił i powiedział, że nie dam rady – stwierdza nasz rozmówca.
Pan Maciej nie jest w tej sytuacji sam. Ograniczone kontakty z wnuczką mieli także jego rodzice. Mogli widywać się z Hanią raz w miesiącu.
– Mimo że matka Hani często twierdziła, że dziewczynka boi się dziadków, każde spotkanie pokazywało coś innego – Hania ochoczo ich witała i była zadowolona z kontaktu. Z tego powodu dziadkowie robili zdjęcia i wysyłali je do sądu, aby pokazać rzeczywistość tych relacji.
Były nawet formy szantażu. Maciej wspomina, jak matka Hani mówiła, że za jakąś określoną kwotę pozwoli dziadkom i jemu spotykać się z dziewczynką.
– Wymyślała sytuację typu „musisz mi zwrócić 800 zł, bo w tym czasie zamiast spotkania tutaj, byłabym gdzie indziej”. Szantażowała także moich rodziców. Ta walka o wnuczkę odbiła się także na zdrowiu mojego taty – mówi Maciej.
„Nie mam już siły, ale walczę”
Przez dziesięć lat Maciej musiał mierzyć się z ciągłymi oskarżeniami, absurdami systemu i próbami zastraszenia.
– Nie raz chciałem odpuścić. Nawet z obecną żoną wyjechaliśmy za granicę, bo myślałem że moja była żona będzie spokojniejsza i lepsza dla naszej córki jeśli wycofam się z ich życia. Ale za każdym razem myślałem o Hani. Gdy koleżanka mojej byłej żony, która podczas rozprawy zeznawała na jej korzyść powiedziała mi, że się myliła i przekazała mi co się dzieje postanowiliśmy wrócić. Ona nie zasługuje na to, by dorastać w takich warunkach – mówi.
Ostatnie miesiące przyniosły zmiany. Hania, obecnie trzynastoletnia, powoli zaczyna mówić o swoich potrzebach.
– Powiedziała mi, że chce zostać ze mną. Ale potwornie boi się reakcji swojej matki. Ona mówi jej, że jeśli moja córka przeprowadzi się do mnie, to ona coś sobie zrobi. Jednocześnie Hania opowiadała mi, jak była bita, jak niszczono jej rzeczy. To mnie zmotywowało, by walczyć dalej – mówi Maciej.
Jednym z najbardziej dramatycznych momentów była sytuacja, gdy Hania samodzielnie wsiadła w pociąg i przyjechała do ojca. Po tej sytuacji sąd zajął się sprawą, ale do tej pory nie podjął ostatecznej decyzji.
Od lat Maciej dokumentuje wszystko, co działo się w jego sprawie.
Nagrania rozmów, świadectwa znajomych i sąsiadów, a nawet oświadczenia świadków przeciwko matce – wszystko to stało się dowodami w walce o przyznanie mu praw rodzicielskich.
Czy system może działać lepiej?
Maciej przyznaje, że polski system sądowy wymaga głębokiej reformy.
– Sądy działają na zasadzie minimalizowania ryzyka. Nie podejmują decyzji, które mogłyby być kontrowersyjne. Dziecko oddaje się matce, bo to najprostsze rozwiązanie. A jak już się coś znajdzie, no przecież nie przyznają się do błędu i nie cofną swojej własnej decyzji – tłumaczy na podstawie własnych doświadczeń.
Refleksja i nadzieja
Sprawa trwa dalej. Maciej czeka na kolejne rozprawy, które mają zadecydować o przyszłości Hani. Ma nadzieję że w końcu się uda. Jego historia jest dowodem na to, jak trudna i wyczerpująca jest walka ojców o prawo do wychowywania dzieci.
– Ojciec w tym systemie musi być nieskazitelny, bez żadnej ryski. Matka może robić co zechce. A zapomina się o dobru dziecka.
- Anna Wieczorek-Poleszak, mecenas specjalizująca się w prawie rodzinnym
W większości przypadków, po rozwodzie pełna opieka nad małoletnim dzieckiem przyznawana jest matce. Powoli jednak zaczyna się to zmieniać, a coraz więcej orzeczeń dotyczy opieki naprzemiennej. Wydaje się, że przyznawanie opieki matce wciąż wynika z naszych uwarunkowań kulturowych. Żyjemy w przekonaniu, że to matka jest głównym opiekunem – wie, kiedy dziecko należy zabrać do lekarza, zna jego plan lekcji i jest bardziej zaangażowana w codzienne sprawy. Tradycyjnie to właśnie matka zajmowała się domem, podczas gdy ojciec skupiał się na pracy zawodowej.
Jednak w ostatnich latach widać wyraźne zmiany. Ojcowie coraz częściej angażują się w wychowanie dzieci i są równie dobrze przygotowani, by sprawować opiekę. Problem polega jednak na tym, że sądy i składy orzekające muszą dojrzeć do takiego podejścia. Ojcowie powinni także bardziej walczyć o opiekę naprzemienną. To właśnie ona, zapewniająca równowagę w opiece, może być dla dziecka najkorzystniejszym rozwiązaniem.
Niestety, zazwyczaj ojcowie muszą bardziej się starać i przedstawiać bardziej przekonujące dowody na swoją wydolność wychowawczą. Jest to jednak długi i skomplikowany proces.
Inaczej wygląda sytuacja, gdy rodzice potrafią się porozumieć: wtedy opieka naprzemienna działa bardzo dobrze. Jednak jeśli między rodzicami brak porozumienia nawet w podstawowych sprawach, takich jak wybór szkoły czy organizacja codziennych obowiązków, taka forma opieki staje się niemożliwa. W takich przypadkach dzieci stają się kartą przetargową, a konflikt między rodzicami może trwać latami, co najbardziej szkodzi właśnie dzieciom.
Każda sprawa o opiekę nad dzieckiem jest inna i niezwykle złożona, ale w każdym przypadku powinniśmy pamiętać o jednej rzeczy: sąd powinien zawsze kierować się dobrem dziecka, a nie preferencjami któregokolwiek z rodziców. Rodzice natomiast mają obowiązek skoncentrowania się na dobru dziecka, zamiast na wzajemnym konflikcie.
- Dr Sabina Więsyk, psycholog rodzinny
Rozwód to bardzo trudna sytuacja w kontekście całego systemu rodzinnego. Badania wskazują jednakże, że nie tyle sam rozwód czy kwestie związane np. ze sprawowaniem władzy rodzicielskiej mają kluczowe znaczenie dla dobrostanu dziecka, ile przede wszystkim spór toczący się między rodzicami, który może negatywnie wpłynąć na jego rozwój.
Konflikty między rodzicami, zarówno te otwarte (np. kłótnie, spory), jak i ukryte (np. podważanie kompetencji drugiego rodzica), mogą stanowić istotny czynnik ryzyka dla rozwoju dziecka. Badania psychologiczne wskazują, że sposób, w jaki rodzice odnoszą się do siebie, ma znaczący wpływ na psychologiczny rozwój dziecka. W zależności od charakteru konfliktu mogą pojawić się różne problemy. Na przykład konflikty ukryte mogą prowadzić do wycofania społecznego czy depresji, podczas gdy konflikty otwarte mogą być przyczyną zachowań agresywnych.
Bez względu na to, czy konflikt ma charakter otwarty, czy ukryty, negatywnie wpływa na ogólny klimat rodzinny. Dziecko może odbierać taki klimat jako zagrażający, nieprzyjazny i nieprzewidywalny, co może prowadzić do odczuwania lęku, a także do występowania symptomów depresyjnych lub zachowań agresywnych.
Obserwowanie konfliktów między rodzicami w okresie dzieciństwa wpływa również na życie dorosłe. Tego rodzaju doświadczenia mogą kształtować sposób, w jaki dana osoba interpretuje świat, ocenia samą siebie i buduje swoją samoocenę. Ma to także wpływ na zdolność do wchodzenia w zdrowe relacje interpersonalne w przyszłości.