Po raz pierwszy na swobodny spacer po Ogrodzie Saskim wypuszczono mieszkające tam pawie. Ale nie wszystkie, tylko parę i to na krótko. Ptaki mające być ozdobą parkowych alejek i atrakcją dla spacerowiczów skutecznie ukrywały się przed ludźmi
Jeszcze rano pawie były w wolierze. Potem przyszli opiekunowie z kluczami. A niedługo potem zamiast ptaków w wolierze widać było... robotników wymieniających piach. Pawie się rozpierzchły, robotnicy poszli, a przechodniom pozostał w wolierze widok dosyć osobliwy: taczki, trzy wiaderka i szufla.
I właśnie to było tematem numer jeden rozmów w sporej części Ogrodu Saskiego.
– A to pech – żaliła się komuś przez telefon starsza pani, którzy przyszła pod wolierę z małym synkiem sąsiadów.
– Tak ciepło jest, a oni je w tym domku pozamykali. Powinni je puścić w taki gorąc – obruszał się pan w średnim wieku.
– Ale ich nie ma w domku – tłumaczyła mu żona.
– Jak to nie ma, to gdzie by były? – odpowiedział mąż tonem brzmiącym jak „głupoty gadasz”.
I tak było w kółko. Ile było przechodniów i ile ludzi na ławeczkach, tyle było teorii. Tylko nieliczni rozglądali się po krzakach, a rozglądać trzeba się było mocno, bo oba pawie sprytnie chowały się przed ludźmi. Żeby zobaczyć choć jednego trzeba było się nieźle natrudzić. Łatwiejszym zadaniem byłoby zbieranie grzybów, bo grzyby w przeciwieństwie do pawi na drzewa nie czmychają.
Na to, że przechadzające się pawie będą ozdobą parku bardzo liczyli miejscy urzędnicy. I liczą na to nadal. – Ptaki muszą się zaadaptować do nowej przestrzeni – wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzecznik Ratusza, który zapewnia opiekunów mających dyskretnie pilnować piątki pawi. – Przez 12 godzin w ciągu dnia ktoś ma być stale obecny w parku i sprawdzać, czy ptaki akceptują tę przestrzeń i czy adaptacja przebiega w sposób łagodny. Po takiej obserwacji zapadnie decyzja o wypuszczeniu pozostałych pawi.
Dlaczego 12 godzin? – Na noc ptaki mają być z powrotem zamykane w wolierze – tłumaczy Krzyżanowska. Z zamykaniem komuś wczoraj mocno się spieszyło, bo o godzinie 16 w wolierze można było z powrotem oglądać całą piątkę pawi. Najbardziej okazały samiec niczym radar obracał się z rozłożonym ogonem ku uciesze gapiów.
A co z lisami?
Miejscy urzędnicy twierdzą, że pawiom nie powinno nic grozić ze strony lisów, które widywane są w Ogrodzie Saskim. Ratusz próbował odłowić te czworonogi, ale bez powodzenia. Od początku roku mieszkańcy 69 razy zgłaszali obecność lisów w mieście, z czego 6 sygnałów dotyczyło Ogrodu Saskiego, a ostatnie zgłoszenie pochodziło z minionego piątku.