Pielęgniarki ze szpitala wojewódzkiego przy al. Kraśnickiej w Lublinie dostaną dodatek ministerialny, którego nie było przy ostatniej wypłacie. Taką decyzję podjął wczoraj dyrektor szpitala.
– To zaskakujące, jak szybko to zrobił, biorąc pod uwagę, że przez cały lipiec trwały rozmowy w tej sprawie i wstrzymywał wypłatę – mówi anonimowo jedna z pielęgniarek. – Dziwne, że po publikacji w Dzienniku Wschodnim zdecydował się na to w ciągu jednego dnia.
Pieniądze mają trafić na konta pielęgniarek w przyszłym tygodniu. Jak pisaliśmy we wczorajszym wydaniu, chodzi o comiesięczny dodatek do wynagrodzenia, który pielęgniarki wywalczyły w 2015 roku.
Ministerstwo Zdrowia (ministrem był wówczas Marian Zembala, stąd potoczna nazwa dodatku „zembalowe” – red.) zgodziło się wtedy na podwyższenie im wynagrodzeń docelowo o 1600 zł brutto w ciągu czterech lat, wypłacanych w transzach po 400 zł brutto. – Jak dyrektor może wstrzymywać wypłatę dodatku, który dostajemy z Ministerstwa Zdrowia i po prostu nam się należy? W żadnym innym szpitalu tak nie ma, tylko u nas – oburzały się pielęgniarki, które poinformowały nas o sprawie.
Jak relacjonowały, dyrektor powołał się w NFZ (za pośrednictwem którego jest wypłacany ministerialny dodatek – red.) na brak porozumienia ze związkami zawodowymi w sprawie wynagrodzeń i pieniądze nie zostały wypłacone. A to według pielęgniarek żaden argument, bo jedna sprawa nie zależy od drugiej.
– Pieniądze cały czas były zabezpieczone. Dziwię się więc takiemu stanowisku pracowników. Chodziło tylko o brak podpisu związków zawodowych w dokumencie, który musiał być złożony w NFZ – tłumaczy Gabriel Maj, dyrektor szpitala przy al. Kraśnickiej. – Taki podpis został złożony w środę, po moim powrocie z urlopu.