Pod znakiem zapytania stanął zakup nowych pociągów elektrycznych, które miałyby wozić pasażerów na trasach regionalnych, m.in. z Lublina do Chełma, Dęblina i Kraśnika. Samorządowi województwa brakuje do zakupu 20 mln zł
Tyle wynosi różnica między kwotą zarezerwowaną na zakup pociągów przez władze regionu, a ceną zaproponowaną w jedynej ofercie złożonej samorządowcom.
Wspólną ofertę złożyło dwóch producentów: bydgoska Pesa oraz Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego „Mińsk Mazowiecki”. Za 11 pociągów zażyczyły sobie 173,5 mln zł, tymczasem Urząd Marszałkowski liczył się z wydatkiem nie większym niż 152,6 mln zł.
– Stawia nas to w bardzo trudnej sytuacji – przyznaje Beata Górka, rzecznik marszałka.
Przypomnijmy, że to już drugie podejście do zakupu 11 pociągów (a dokładnie elektrycznych zespołów trakcyjnych). Za pierwszym razem wszystko rozbiło się o cenę, bo Urząd Marszałkowski miał do wydania niecałe 153 mln, tymczasem jedyna oferta (złożona przez te same firmy co teraz), opiewała na 171 mln zł. Samorząd uznał, że nie jest w stanie tyle zapłacić, unieważnił przetarg i ogłosił drugi.
– Tym razem oferta jest jeszcze droższa niż poprzednio, mimo że obniżyliśmy wymagania co do terminu dostawy – zauważa Górka.
We wcześniejszym przetargu samorząd wymagał tego, by pierwsze pojazdy dotarły do nas jeszcze w tym roku. W drugim obniżył poprzeczkę - oczekiwał już tylko, że pociągi dotrą do marca 2020 r. Mimo to cena wzrosła.
Zarząd województwa musi teraz zdecydować, czy lepiej będzie ogłosić trzeci przetarg, czy też zgodzić się na kwotę zaproponowaną przez dostawców. – To przede wszystkim kwestia gospodarności – podkreśla rzeczniczka.
Dodajmy, że zamawiane pociągi miały być pojazdami dwuczłonowymi, zdolnymi do jazdy z prędkością 160 km/h oraz wyposażonymi w klimatyzację, dostępne dla pasażerów ładowarki do telefonów komórkowych i innych przenośnych urządzeń. Na pokładzie miał być również bezprzewodowy internet.