![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
![](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/news/2016/2016-06/5694f526e25a0aa49da689657683e939.jpg)
Mniej więcej dwa dni przetrwał na ul. Kołłątaja świeżo posadzony szpaler lip. W czwartek drzewa zostały powyrywane przez tę samą ekipę, która je sadziła. Potem lipy wywieziono. Przechodnie przecierali oczy ze zdumienia, ale okazuje się, że tak ma być.
![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Drzewka nie spodobały się urzędnikom, którzy kazali je tu posadzić. – Nie były zgodne z zamówieniem – wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina. I dodaje, że miasto zamawiało ładne sadzonki, a te lipy były jakieś lipne, co zresztą już wcześniej zauważali przechodnie i pracownicy pobliskich budynków. Ci, którzy sadzili drzewka muszą się teraz postarać o ładniejsze sadzonki. Tak zdecydowało miasto, które za usunięte drzewka płacić nie zamierza.
Ul. Kołłątaja nie ma szczęścia do drzewek, a zła passa zaczęła się już 10 lat temu. Wtedy to usunięto stąd 11 jesionów, bo uznano, że stanowią „kolizyjny element przestrzenno-kompozycyjny wnętrza urbanistyczno-architektonicznego ul. Kołłątaja blokując powiązania widokowe”.
Kolejne drzewka nie przetrwały zbyt długo. Ostatnio miasto planowało tu posadzić lipy o koronach formowanych w prostopadłościany, ale na to nie zgodził się konserwator zabytków. W końcu stanęło na lipach, które postały kilkadziesiąt godzin.
![](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/news/2016/2016-06/63fc8233893420ae19c2da034c724d97_v1.jpg)
![](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/news/2016/2016-06/0dcdd120abb8d5f91a464d00d4bb9e86_v2.jpg)