Rząd PiS traktuje ekologię jako dziwną i niepotrzebną dziedzinę nauki – twierdzi Joanna Mucha, posłanka PO i kandydatka Koalicji Europejskiej do europarlamentu. I proponuje rozwiązania mające na celu poprawę jakości powietrza w Polsce.
Podczas konferencji prasowej w poniedziałek parlamentarzystka przypomniała, że niedawno minister środowiska Henryk Kowalczyk zaproponował nowe normy dotyczące szkodliwych pyłów PM 10.
– Zostały one wyznaczone na poziomie 250 mikrogramów na metr sześcienny. To brzmi jak ponury żart, bo taki poziom oznaczałby, że w Polsce nie ma alarmów smogowych, mamy krystalicznie czyste powietrze i możemy być szczęśliwi, bo wszystko jest w porządku – mówiła Joanna Mucha. – Czy jeśli potłuczemy termometr, to będzie oznaczało, że nie mamy gorączki? Mamy gorączkę. Stan powietrza w Polsce jest zły i wymaga natychmiastowych działań w celu poprawy.
Zdaniem posłanki konieczne jest skorzystanie z szansy, jaką daje Unia Europejska. Chodzi o dotacje na działania proekologiczne. Warunkiem jest jednak nadanie tego typu programom statusu strategicznych.
– Wśród naszych dokumentów strategicznych nie ma w tej chwili priorytetu dla ochrony środowiska, bo rząd uważa, że ekolodzy, wegetarianie i cykliści to jacyś dziwni ludzie, którzy uprawiają jakieś wariacje – krytykowała Mucha. Dodała, że konieczne jest także m.in. poprawienie sposobów przekazywania mieszkańcom informacji o złym stanie powietrza.
Nie obyło się jednak bez małej wpadki. Posłanka na swoją konferencję zaprosiła pod gmach Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, jak napisała „przed tablicą wskazującą stopień zanieczyszczenia powietrza”.
Okazało się jednak, że urządzenie dwa lata temu zostało zdemontowane przez uczelnię, bo pokazywało zafałszowane dane. – Dziwne, bo miałam wrażenie, że co jakiś czas sprawdzałam na niej stan powietrza. Ale ostatnio częściej wykorzystuję do tego aplikację w telefonie – tłumaczyła dziennikarzom zaskoczona parlamentarzystka.