Panu Kazimierzowi Bernatowi ze Świdnika z powodu strajku lekarzy przepadły dwie wizyty u specjalistów. I dlatego chce pozwać kogoś do sądu. Szuka winnego
- Dyrekcję szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie, lekarzy czy fundusz zdrowia? - pyta zawiedziony pacjent przychodni przy al. Kraśnickiej w Lublinie, która dziś przerywa strajk.
Pan Kazimierz nie wytrzymał. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i ukarać kogoś za powstałe straty, czyli pozwać do sądu. Najpierw pomyślał o Narodowym Funduszu Zdrowia w Lublinie. Pierwsze kroki skierował do rzecznika praw pacjenta w NFZ. - Płacę składki, które fundusz przekazuje szpitalom. Ale pani rzecznik powiedziała, że nie fundusz powinienem pozywać, bo fundusz do strajku nic nie ma - relacjonuje starszy pan. - Ale nie wiedziała, kogo mam pozwać.
Przyszedł więc do redakcji Dziennika Wschodniego. Poprosiliśmy o radę Jacka Sobczaka, prawnika konstytucjonalistę. - Ten pan poniósł szkodę - przyznaje prawnik. - Zmarnował swój czas, wydał pieniądze na wyjazd, był udręczony i umęczony całą tą sytuacją. Na pewno dałoby się to jakoś przeliczyć na pieniądze. Liczył na usługę ze strony świadczeniodawcy, który się do tego zobowiązał, a jej nie wykonał.
Jak mówi prawnik, podstawą w dochodzeniu praw byłyby przepisy konstytucyjne o odpowiedzialności odszkodowawczej władzy publicznej. Rozwiązania są dwa - albo pozwać do sądu Skarb Państwa reprezentowany przez wojewodę, albo szpital, który miał go przyjąć, a nie przyjął. •