W piątek opisaliśmy historię 30-latka, który przez półtora roku szukał pracy w lubelskich urzędach. Na naszym forum zaroiło się od komentarzy. "Wszędzie kolesiostwo ! Aż się niedobrze człowiekowi robi...” – pisali m.in. internauci.
– Nepotyzm w Lublinie bije wszelkie rekordy. Nikt obcy do urzędu nie wejdzie. Liczą się tylko koligacje rodzinne lub partyjne – stwierdził jeden z naszych telefonicznych rozmówców.
Na naszym forum zaroiło się od komentarzy. – Dokładnie tak jest z konkursami na urzędnicze stanowiska jak opowiada ten Pan! Sama tego doświadczam – napisała chucherko.
– Mam za sobą 3 lata walki o pracę w placówce administracyjnej. Wszędzie jest tak samo! Czy jest to Lublin, czy Puławy, czy jeszcze inna, mniejsza miejscowość. O tym się nie mówi, ale większość sobie zdaje sprawę, jakie są realia – dodaje Seven.
Podobne doświadczenia miał pan Michał: "Starałem się o pracę w lubelskim urzędzie i wyglądało to niemal dokładnie tak samo jak opisał to Państwa czytelnik. (...)
Konkurs wygrała osoba, która przed egzaminem trzymała się z boku i nie włączała się do luźnej rozmowy między kandydatami. Pięć minut wyszukiwania w google wystarczyło, żeby ustalić, że zwycięzca konkursu "przypadkowo” pracował wcześniej z jednym z członków w komisji w tej samej firmie oraz działał w tej samej organizacji.
Mój przyjaciel wychodził o wiele więcej ścieżek w urzędach. Bezskutecznie. Jak mi powiedział po jednym z konkursów: – Straciłem złudzenia, kiedy jeden z moich konkurentów powiedział do komisji: "cześć” . I to jest chyba najlepsza puenta tego tematu.”
Jaka jest prawda o lubelskim rynku pracy? Czy rzeczywiście bez znajomości i układów nie ma szansy na posadę w urzędzie? Piszcie (agnieszka.mazus@dziennikwschodni.pl) i dzwońcie (081 46 26 824). Czekamy.