Obok mecenasa na ławie oskarżonych usiadł Andrzej G., były dyrektor wydziału Urzędu Miejskiego w Lublinie, dalej siedział Maciej S., prokurator z Prokuratury Rejonowej w Lubartowie i Marek B. w poprzednich latach widywany często wśród publiczności na lubelskich procesach gangsterów związanych z Pruszkowem. Wśród oskarżonych znaleźli się też Wojciech K. oraz Paweł T.
Wszyscy oskarżeni są właściwie o jedno: utrudnianie w różny sposób śledztwa, które Prokuratura Rejonowa w Lubartowie prowadziła w sprawie napadu w Trzcińcu. Chcieli w ten sposób pomóc podejrzanym w uniknięciu kary. Chodziło o syna urzędnika oraz klienta mecenasa. Ofiara napadu była straszona, aby wycofała się z zeznań obciążających napastników. Adwokat miał m.in. sporządzić dla niej instrukcję jak ma zeznawać. Pomogły mu w tym kopie akt sprawy przemycone z prokuratury przez prokuratora Macieja S., który wyniósł je za tysiąc złotych. Pieniądze na przekupienie prokuratora wyłożył urzędnik.
Na wczorajszej rozprawie przesłuchano dwóch oskarżonych: prokuratora i adwokata. Obaj nie przyznali się do winy. Maciej S. odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania sądu. Potwierdził to co mówił w prokuraturze. Obciążył wówczas swoją koleżankę z pracy, która prowadziła śledztwo w sprawie napadu w Trzcińcu. Według jego wersji był tylko pośrednikiem, który z uprzejmości zawiózł mecenasowi kopertę, którą podała pani prokurator. - Jestem w tej sprawie kozłem ofiarnym. Osoby, które są winne w tej sprawie nadal piastują swoje stanowiska - utrzymywał.
Inaczej było według mecenasa, który twierdzi, że Maciej S. przywiózł mu kopie akt, które nielegalnie zdobył. Za co dostał pieniądze.