Można spodziewać się apelacji w sprawie skazanej za zabójstwo swojego syna Moniki S. Prokuratura wnosiła o wymierzenie jej kary dożywocia. Sąd nie był jednak tak surowy.
Monika S. była oskarżona o zabójstwo w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Grozi za to przynajmniej 12 lat więzienia.
- W wyroku sąd wyeliminował ten zwrot. Nie wiemy, dlaczego tak się stało - mówi Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Zwróciliśmy się z wnioskiem o pisemne uzasadnienie wyroku. Chcielibyśmy również poznać przesłanki, jakimi kierował się sąd wymierzając Monice S. karę 25 lat pozbawienia wolności, zamiast kary dożywocia, o co wnosiła prokuratura.
W ocenie śledczych kara dla Moniki S. jest zbyt łagodna. Zwłaszcza, że z ustaleń prowadzących sprawę wynika, że kobieta planowała zabójstwo swojego syna. Można więc oczekiwać, że sprawa wróci na wokandę.
Monika S. to była prezes Bractwa im. Św. Alberta w Lublinie. Jako szefowa organizacji dopuszczała się licznych malwersacji finansowych. Wyprowadzała pieniądze z konta bractwa oraz wystawiała krewnym fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach. Kobieta usłyszała w związku z tym prokuratorskie zarzuty. Trafiła do aresztu. Po wyjściu na wolność miała okłamywać bliskich, że została świadkiem koronnym. Wraz z synem, 10-letnim Filipem, odwiedzała różne hotele i pensjonaty.
Do zbrodni doszło podczas jednego z takich wyjazdów, w listopadzie 2019 roku. Monika S. odebrała syna ze szkoły. Pojechali do hostelu w Lublinie. Rano kobieta wyszła. Miała niedługo wrócić, ale już się nie pojawiła. Pracownica hostelu weszła do pokoju i znalazła ciało 10-latka. Filip został uduszony. Jak się później okazało, matka zacisnęła mu na szyi ręcznik i przygniotła go własnym ciałem. Chłopiec nie miał szans, by się uwolnić.
Monikę S. zatrzymano niecałą dobę po zabójstwie w jednym z hoteli w Puławach. Kobieta przyznała się do zamordowania syna. Jej proces toczył się z częściowym wyłączeniem jawności. Nie wiadomo więc czy i jakie wyjaśnienia składała przed sądem.