Frekwencyjną porażką okazał się niedzielny koncert na Arenie Lublin. Bob Geldof i Biohazard grali przed znikomą widownią, a trybuny świeciły pustkami, choć masowo rozdawano darmowe bilety. – Mieliśmy za mało czasu – tłumaczą organizatorzy imprezy
W sprawie tej imprezy wiele zrobiono na ostatnią chwilę: od wyboru muzyków po sprzedaż biletów. Dlaczego? Aby spełnić styczniową zapowiedź, że w czerwcu zagra „światowa gwiazda” ogłoszoną wraz z kalendarzem imprez na rok 2015.
Organizację koncertu MOSiR zlecił warszawskiej spółce Polish Sport Promotion od imprez sportowych, która prócz nich wymienia w portfolio m.in. pokaz mody i konferencję prasową o promocji żelazek. Było to awaryjne zlecenie, bo ponoć zawiodła agencja koncertowa, z którą MOSiR rozmawiał wcześniej. Kiedy się to okazało? – Marzec, kwiecień – odpowiada Tomasz Grodzki, prezes MOSiR. Dodaje, że wtedy poprosił o pomoc warszawską spółkę.
– Koncerty, tak książkowo, powinno się pół roku wcześniej organizować – stwierdza Tomasz Rachwał, szef PSP. Ale nazwy wykonawców poznaliśmy kilka tygodni przed koncertem. I to nie dlatego, że ktoś chciał je ogłosić, ale dlatego, że MOSiR musiał ujawnić nazwę firmy, u której zamawia koncert.
Zestawienie artystów okazało się dość kontrowersyjne. Boba Geldofa z grupą Boomtown Rats oraz Biohazard dzieli stylistyczna przepaść, a łączy tylko to, że mieszczą się w nurcie rockowym i największą popularność mają już za sobą. – Muzycy zgodzili się na takie połączenie – mówi Rachwał. Dodaje, że jego firma nie miała już zbyt wielu muzyków do wyboru. Przyznaje to również Grodzki: – W tak krótkim czasie trzeba być zdanym na łaskę artystów.
Jeszcze dłużej trzeba było czekać na uruchomienie sprzedaży biletów, która ruszyła mniej niż miesiąc przed koncertem. – Zostało nam bardzo mało czasu na promocję – dodaje szef PSP.
Efekty można było zobaczyć w niedzielę. Zamiast tłumów były pustki, widoczne także ze sceny, przed którą organizatorzy starali się stworzyć tłok. To dlatego z biletem za 20 zł na najgorszy sektor trybun można było wejść na dwa razy droższe miejsce na płycie. A ochrona wręcz prosiła, by przejść na miejsca za 95 zł, te najbliżej sceny. Stali tam też ci, co nie płacili nic, bo o darmową wejściówkę było łatwo. Wystarczyło popytać przed stadionem: ktoś dostał bilet gratis do piwa w pubie, ktoś w pracy, a ktoś wygrał w konkursie.
Co to dało? Na stadionie, który (licząc płytę i trybuny) może mieścić nawet 25 tys. widzów obecni ma miejscu dziennikarze doliczyli się ok. 2 tys. osób. Oficjalne dane są inne. – Przyszło 3800 osób – twierdzi Rachwał, organizator koncertu. – W dystrybucji było 6200 biletów, sprzedanych fizycznie było 4600. Ciekawostką było to, że część osób, które kupiły bilety, nie przyszło – dodaje. Jak twierdzi, za darmo rozdano 1600 biletów.
Prezes PSP mówi, że jego firmie koncert przyniósł stratę. Jak wyszedł na tym MOSiR? – Jeszcze nie mamy tego rozliczonego – odpowiada Grodzki, choć daje do zrozumienia, że strata jakaś będzie. – Ale to nie będą wielkie kwoty.
Obaj twierdzą, że z frekwencji nie są zadowoleni. Spółka PSP będzie też organizatorem zapowiedzianego na jesień koncertu rockowego na Arenie Lublin. Jego gwiazdy mamy poznać w ciągu najbliższych dwóch tygodni.
Katie Melua będzie główną gwiazdą tegorocznej edycji Europejskiego Festiwalu Smaku
Boba Geldofa (z prawej) spotkaliśmy wczoraj przed Grand Hotelem Lublinianka. Mimo mizernej frekwencji na jego koncercie, był w dobrym humorze