Na schodach, którymi stąpają władze miasta brakuje czerwonego dywanu, tuż obok nie ma kwiatów, a miejski strażnik w dyżurce patrzy nie tam, gdzie powinien. Do takiego wniosku doszedł jeden z miejskich radnych. I oczekuje zmian.
– Jego wygląd w środku odbiega od tego, co chcielibyśmy mieć. Apeluję do prezydenta o odważną, męską decyzję – mówi Daniewski. – Na schodach była kiedyś ładna wykładzina, były piękne kwiaty i ładnie się wchodziło – wylicza.
Rzeczywiście kilka lat temu schody były wyściełane dywanem, po którym teraz nie ma już śladu. O tym, czy znów jest on potrzebny władze miasta nie chcą mówić wprost, ale zapowiadają, że pewne kosmetyczne poprawki na pewno zostaną wprowadzone. Na razie będą polegać na usunięciu stołów, które zwężają przejście jednym z korytarzy. A na kwiaty radny może liczyć, ale… przed budynkiem.
– Są już zamówione kosze z pelargoniami, które będą ustawione przed budynkiem – zapowiada Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzecznik prezydenta. Kwiaty w tym miejscu nie są jednak niczym nowym.
Nową rolę radny znalazł za to dla strażników miejskich pracujących w dyżurce na parterze gmachu. Jego zdaniem powinni witać wchodzących do Ratusza gości. – Panowie ze straży wyglądają na parkingowych, bo cały czas patrzą na parking za budynkiem – skarży się Daniewski.
– Rolą strażnika na parterze jest nie tylko pytanie osób wchodzących, jak może im pomóc, ale też odbieranie drobnych zgłoszeń i interwencji od dyżurnego i pozostawanie w kontakcie z funkcjonariuszami pracującymi w ścisłym centrum – mówi Mieczkowska-Czerniak. – Gdyby jego rolą było witanie gości, zapewne trzeba by zwiększyć obsadę. Przeanalizujemy to – dodaje.
To nie pierwszy przypadek, gdy samorządowcy zabierają się za porządki w Ratuszu. W 2008 r. radny skarżył się na działający w podziemiach budynku barek w postaci szkolnych warsztatów. Przyszli pracownicy gastronomii mogli tu uczyć się zawodu, a mieszkańcy mogli za 2,80 zł zjeść porcję gorących pierogów.
– Barek powinien być lepiej zaopatrzony. Rozumiem, że to szkolne warsztaty, ale Ratusz powinien być reprezentacyjnym miejscem – mówił wtedy Daniewski. Władze miasta stwierdziły, że kotlety i wątróbka nie licują z powagą urzędu i barek został zamknięty.