W najbliższą niedzielę Polacy wypowiedzą się w sprawie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania partii politycznych z budżetu państwa i rozstrzygania wątpliwości podatkowych na rzecz podatnika. Zdaniem politologów skutki niedzielnego referendum nie będą jednak zbyt duże. Głównie dlatego, że ostatecznie może ono nie być wiążące.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Zaplanowane na 6 września ogólnokrajowe referendum ogłosił pod koniec kadencji prezydent Bronisław Komorowski. W najbliższą niedzielę odpowiemy na trzy pytania:
• 1. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?
• 2. Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?
• 3. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?
Wynik referendum będzie wiążący, jeśli weźmie w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania. I tu pojawiają się pytania o jego zasadność.
Czy to ma sens?
Zdaniem politologa z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prof. Andrzeja Podrazy, skutki referendum nie będą zbyt duże.
- Frekwencja raczej nie będzie wysoka. Jeśli przekroczy 30 proc. to będzie można ją uznać za dużą. A to za mało, by wynik głosowania był wiążący - mówi Andrzej Podraza. Jak dodaje, powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. - Przede wszystkim, poza zwolennikami jednomandatowych okręgów wyborczych, nikt tego referendum tak do końca nie chce. Świadczy o tym kampania referendalna, której w zasadzie nie ma. Nie widać jej na ulicach i w mediach. Poza tym większość społeczeństwa nie wie, jakie mogą być skutki odpowiedzi na poszczególne pytania.
- To przypomina bardziej konsultacje społeczne, bo charakter konstytucyjny może tu mieć jedynie pytanie o jednomandatowe okręgi wyborcze. Poza tym Bronisław Komorowski, ale i Andrzej Duda, który zaproponował kolejne referendum (zaplanowane na 25 października, dotyczące posyłania sześciolatków do szkół, obniżenia wieku emerytalnego i prywatyzacji lasów państwowych - przyp. aut.) postawili pytania, które mogą być zgłoszone w drodze konstytucyjnej - zauważa prof. Grzegorz Janusz, dziekan Wydziału Politologii UMCS.
- To nie są pytania fundamentalne, które mogłyby zmobilizować społeczeństwo. Jeśli dodamy do tego słabą kampanię, to trudno będzie przekroczyć 50 proc. frekwencję. Tak było w przypadku referendum w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej, ale wtedy głosowanie trwało dwa dni i dotyczyło szerszej grupy społecznej - przyznaje prof. Podraza.
Zagłosują za JOW-ami?
Zdaniem obu politologów w referendum wezmą udział głównie zwolennicy jednomandatowych okręgów wyborczych. I w tym przypadku głosujący mogą opowiedzieć się za ich wprowadzeniem.
- Nawet jeśli referendum nie będzie wiążące, to raczej większość zagłosuje za JOW-ami.
W Polsce trwa dyskusja, czy lepsze są jednomandatowe okręgi czy obecny system proporcjonalny. Są też propozycje wprowadzenia systemu mieszanego, jak w Niemczech. Ale tu mamy jasno postawione pytanie: albo jedno, albo drugie - mówi prof. Podraza.
- To pytanie powinno być inaczej skonstruowane. Powinno się zapytać o zmiany konkretnego przepisu dotyczącego wyborów proporcjonalnych - uważa prof. Janusz. - Ale pamiętajmy, że nawet jeśli referendum będzie wiążące, to parlament będzie musiał się zając tymi kwestiami, ale nie będzie miał obowiązku wprowadzenia zmian w tym zakresie.
Drugie pytanie też oczywiste
- Pytanie o zniesienie finansowania partii politycznych jest dość populistyczne - twierdzi prof. Janusz. - Należałoby się zastanowić, w jaki sposób je finansować, bo nikt nie wskazał innego mechanizmu.
- Można się spodziewać, że większość głosujących opowie się przeciwko. Ale może to prowadzić do wielu zagrożeń dla demokracji, bo wtedy do głosu mogą dojść oligarchowie czy grupy zajmujące się lobbingiem. Jednak biorąc pod uwagę negatywny obraz partii politycznych wśród społeczeństwa, łatwo przewidzieć wynik głosowania - mówi prof. Podraza.
Trzecie pytanie nieaktualne
W przypadku pytania dotyczącego rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika, sprawa wygląda inaczej. Już po ogłoszeniu referendum w życie weszła ustawa, która rozstrzyga te kwestie.
- To tak, jakby pytać ludzi „czy chcecie być bogaci?”. Na takie pytanie tylko samobójca odpowiedziałby „nie” - uważa prof. Janusz.
- Tu nie będzie niespodzianki - przyznaje prof. Podraza. - Samo sformułowanie pytania powoduje, że większość opowie się za. Tym bardziej, że nawet partie polityczne są w tej sprawie zgodne i nie ma tu takich różnic, jak w przypadku dwóch wcześniejszych pytań.
Iść albo nie iść
- Na referendum się wybiorę z uwagi na to, że uważam, że trzeba uczestniczyć w procesach demokratycznych. Ale zdaję sobie sprawę, że to nie załatwi żadnych istotnych kwestii - podsumowuje prof. Podraza.
- Nikt mnie nie przekonał, że to referendum jest naprawdę zasadne i jakie będą jego skutki. Mogę się tego tylko domyślać z racji na to, czym się zajmuję. Ale szczerze mówiąc, jeszcze nie zdecydowałem, czy wezmę w nim udział - mówi prof. Janusz.