Rozmowa dnia z Dariuszem Hryciukiem, koordynatorem Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji w Lublinie
- Może liczyły, że do tej eksmisji nie dojdzie? Ale to tylko gdybanie. Nie wiemy, co tak naprawdę kierowało siostrą Jadwigą i księdzem Romanem. Poza wątpliwością jest, że to oni wszystko zaplanowali i kazali wykonać pozostałym zakonnicom. One same nie potrafią podejmować decyzji.
• Czyli to wszystko to misterny plan dwóch osób?
- Siostra Jadwiga i ksiądz Roman byli "guru” tej grupy. To oni nakręcali pozostałe zakonnice, wpajali im pewne treści do głowy i podniecali do działania. Zapewne to oni zaplanowali dalszy przebieg wypadków po eksmisji.
• Co kieruje takimi osobami, jak s. Jadwiga i ks. Roman?
- To może mieć podłoże patologiczne. W obojgu może być chęć manipulowania innymi. Czują satysfakcję z tego, że mogą w pełni panować nad grupą dziewczyn. A może po prostu sami uwierzyli w wytwory własnej wyobraźni, na przykład Jadwiga w swoje objawienia.
• Działania tej dwójki da się porównać z guru innych sekt?
- Nasuwają mi się pewne podobieństwa, ale wolałbym nie dokonywać takich porównań. Mamy tu do czynienia z bardzo specyficzną sytuacją. Patologia łączy się tu z religią. Przecież zbuntowane betanki, wstępując do zakonu były poddawane określonej edukacji zgodnej z wiarą katolicką. Powstała na takim podłożu sekta jest zjawiskiem rzadko spotykanym.
• Wiemy, że byłe zakonnice znowu się zbierają i dalej chcą być razem.
- Bardzo realne jest, że będą robiły to, co do tej pory. Tyle że teraz będą to mogły robić zupełnie swobodnie. Są pełnoletnie, nie są już zakonnicami. Kościół swoje zrobił: dziewczęta opuściły dom w Kazimierzu. I miały zagwarantowaną pomoc. Nie skorzystały. To ich wybór.
• A więc sprawa byłych betanek jest zamknięta?
- Dla władz kościelnych - tak. Co innego z rodzicami. Część z nich nie godzi się na pobyt dziewcząt w tej grupie. Oni z pewnością przeżywają to teraz jeszcze bardziej, niż wcześniej. Do tej pory wiedzieli chociaż, gdzie ich córki były. Teraz nie wiadomo, gdzie się przeniosą.
• Co to może być za miejsce?
- Zapewne oddalone od miasta. Kobiety będą chciały być na uboczu, żeby w spokoju mogły robić to, co do tej pory.
• Dotarcie do nich wciąż będzie utrudnione. Czy w takiej sytuacji da się im jakoś pomóc?
- Skoro te dziewczęta nie chcą sobie pomóc, nie chcą mieć kontaktu z rodzinami, to nie będzie tego można zrobić na siłę. One nie widzą w sobie żadnego problemu. Mają w głowach to, że działają w słusznej sprawie. Jeśli znowu się odizolują, sytuacja będzie patowa.