Samochód z szefem Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Lublinie pędził przez miasto z pożyczonym od strażaków kogutem na dachu. Wpadł na policyjnym fotoradarze.
Kiedy służbowy wóz WSW mijał Chełm, sfotografował go policyjny fotoradar umieszczony przy ul. Rejowieckiej. Policjanci przekazali sprawę Żandarmerii Wojskowej. Stamtąd zdjęcie trafiło do Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Lublinie.
– Kierowca szefa sztabu przekroczył prędkość – potwierdza płk Artur Chitrosz, szef lubelskiej WPG. – Używał też sygnałów świetlnych, czy popularnego koguta. Tymczasem, samochód nie był pojazdem uprzywilejowanym. Sprawę skierowaliśmy do sądu 18 października.
To oznacza karę dla kierowcy. Jego dowódca był tylko pasażerem, więc nie usłyszał zarzutów. – Jest mi bardzo przykro, że złamaliśmy przepisy i naraziliśmy innych użytkowników drogi – mówi płk Roman Chojecki.
– To był błąd kierowcy. Taka sytuacja już się nie powtórzy. Byliśmy spóźnieni i chcieliśmy jak najszybciej przejechać przez miasto. Dlatego użyliśmy koguta. Według policyjnego fotoradaru, jechaliśmy z prędkością 87 km/h.
Za tego typu wykroczenie grozi 6 punktów karnych i mandat w wysokości od 200 do 300 zł. Sprawa zakończyłaby się na sądowym wniosku przeciwko kierowcy. Ale do wojskowych prokuratorów trafił anonim, opisujący rzekome dodatkowe okoliczności zdarzenia.
Z listu wynika, że na uroczystości swoim służbowym samochodem jechał również komendant oddziału Żandarmerii Wojskowej w Lublinie. Razem z szefem sztabu mieli urządzić sobie wyścig do Hrubieszowa.
– Nie chcę tego komentować, bo mógłbym być stroną w sprawie – mówi płk Adam Włodarczyk, komendant lubelskiego oddziału ŻW. – Przekazaliśmy wszystko prokuraturze wojskowej właśnie po to, by zachować bezstronność. Poczekajmy na ustalenia.
Informacje z listu zdecydowanie dementuje szef lubelskiego sztabu. – To kłamstwo, nie było żadnego wyścigu – zapewnia płk Chojecki. – Daję na to moje oficerskie słowo honoru. Komendant żandarmerii był w Hrubieszowie, podobnie jak kilku innych dowódców. Podróżowaliśmy jednak osobno.
Służbowy samochód WSW nie powinien być wyposażony w koguta. Według autora listu, żandarmi sami pożyczyli sygnalizator sztabowcom.
– Koguta mieliśmy od strażaków – wyjaśnia płk Chojecki. – Dali nam go w czasie akcji powodziowej w Wilkowie, żebyśmy mogli sprawniej poruszać się po zagrożonym terenie.
Sprawdzą to garnizonowi śledczy. – Zbadamy jeszcze raz całą sytuację – zapewnia płk Chitrosz. – Zweryfikujemy wszystkie informacje zawarte w liście. Sprawą zajmą się również strażacy. Sprawdzą, czy kogut używany przez szefa sztabu, rzeczywiście należał do nich.