Medalik, zegarki, pierścionki, okulary i monety wydobyła na terenie b. obozu koncentracyjnego ekipa amerykańskich archeologów i filmowców. Prawdopodobnie ziemia kryje więcej takich skarbów. – Dlatego nikomu nie pokażę, gdzie je znaleźliśmy. Bo przyjdą poszukiwacze i przekopią cały obóz – zastrzega dyrektor Państwowego Muzeum na Majdanku.
– Pierwsze miejsce wskazane przez byłego więźnia okazało się nietrafione. Zaczęli szukać w innym miejscu. Wreszcie, ostatniego dnia, dopisało im szczęście – opowiada Edward Balawejder, dyrektor Państwowego Muzeum na Majdanku.
Biżuteria, srebrne monety, zegarki, okulary – lista wykopanych rzeczy liczy prawie 50 pozycji. Prawdopodobnie ziemia na terenie b. obozu kryje znacznie więcej drogocennych przedmiotów. Dlatego nikt z pracowników muzeum nie ma prawa pokazać miejsca, w którym je znaleziono. – Nie chcę, by zaczęli się tu zjeżdżać archeolodzy i inni poszukiwacze skarbów – mówi dyrektor.
Artykuł „Skarby z Majdanka”, jaki na temat „wykopalisk” na Majdanku opublikował „New York Times”, pojawił się wczoraj na stronach Onet.pl. I wywołał burzę wśród internautów: „Nie pochwalam tej archeologicznej wyprawy. Coś tu zostało naruszone, ale nie prawo własności do pierścionków, lecz prawo świętości tej Ziemi”. I była to jedna z najłagodniejszych wypowiedzi.
– Dostaliśmy zgodę Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz wojewódzkiego konserwatora zabytków. A prace nadzorował archeolog wyznaczony przez konserwatora – tłumaczy się dyrekcja muzeum.
Organizator wyprawy na Majdanek, amerykański dokumentalista Matt Mazer, powiedział reporterowi „New York Timesa”, że on i jego ekipa nie są poszukiwaczami skarbów w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. – Wydaliśmy milion dolarów, by znaleźć pierścionki warte może sto dolarów – tłumaczył Mazer. – Ale znaleziska mają ogromną wymowę. Współczesny człowiek nie jest w stanie zrozumieć tamtych doświadczeń. Patrząc na te rzeczy i wiedząc, jak się tu znalazły, możemy przynajmniej na chwilę połączyć się z tamtymi ludźmi i ich cierpieniem.
Co się stanie z wykopanymi rzeczami, które teraz zamknięto w muzealnym sejfie? – Są własnością muzeum – mówi dyrektor Balawejder. – W przyszłym tygodniu wprowadzimy je do ewidencji eksponatów. Wiele z nich zostanie poddanych konserwacji, a potem zrobimy wystawę. Być może nawet objazdową.
Mat Mazer ma nadzieję, że dzięki temu znaleziska obejrzą w Izraelu i innych krajach.
Adam Frydman przymknął powieki i przywołał obrazy sprzed 62 lat. Miał wtedy 20 lat i właśnie przywieziono go tu wraz z ojcem i bratem z warszawskiego getta. Zobaczył setki polskich Żydów stłoczonych za drutami kolczastymi. Usłyszał szczekanie psów. Wciągnął powietrze – poczuł woń śmierci. Otworzył oczy i wskazał bez wahania: „Tam”.
Ludzie zaczęli kopać w tym miejscu. Grupa archeologów przywróciła byłemu obozowi koncentracyjnemu wygląd miejsca zbrodni. Na miejscu są ofiary, świadkowie i dowody. Na polu o wymiarach 350 na 80 metrów, podzielonym na kwadraty przypominające płytkie groby, odkopano około 20 pierścionków, złotą bransoletę, dwa zegarki, okulary w złoconej oprawie, medalik i 15 złotych monet amerykańskich. Już po znalezieniu pierwszej rzeczy, jakiegoś szkiełka, a może drobiny kamienia półszlachetnego zespół uznał swoją misję za sukces. „Dla mnie to był akt oporu – wspomina Adam Frydman. – Ludzie spodziewający się śmierci mówili, że nie oddadzą swojej własności Niemcom, żeby nie pomagać im w wygraniu wojny” (...)
Źródło: Onet.pl