Szefowie samorządów siedmiu największych lubelskich uczelni napisali do ministra nauki i szkolnictwa wyższego list w sprawie miejskich stypendiów. - Może pani minister znajdzie sposób na to, żebyśmy je dostali - tłumaczą studenci.
- Jeśli w wypłacaniu lubelskim studentom pieniędzy przeszkadza jakaś ustawa, to kto powinien się tym zająć, jeśli nie minister nauki - dodaje Marcin Kowalewski, miejski radny z PO, a w przeszłości szef samorządu studentów UMCS, który także podpisał się pod listem.
• Stypendiów nie ma, bo… Wojewódzki Sąd Administracyjny stwierdził, że samorząd Lublina nie miał żadnej podstawy prawnej do przyjęcia uchwały wprowadzającej takie świadczenia dla studentów. Sąd zajął się stypendiami po tym, jak lubelską uchwałę zaskarżyła wojewoda. Jej prawnicy kwestionowali jeden z zapisów uchwały. Miejscy radni zdecydowali, że stypendia mogą się należeć tylko tym studentom, którzy uczą się na lubelskich uczelniach.
• Wojewoda była zdania, że do starania się o świadczenia powinni być uprawnieni wszyscy studenci mieszkający w Lublinie, niezależnie od tego, czy uczą się w naszym mieście, czy gdziekolwiek indziej.
• Sąd, rozpatrując skargę wojewody, poszedł o krok dalej i uznał, że cała uchwała ma trafić do kosza. Oznacza to, że miejska komisja stypendialna nie może rozpatrzeć wniosków złożonych przez studentów zainteresowanych uzyskaniem takich pieniędzy. Wpłynęło ich ponad 300.
• Miesięczna kwota stypendium została ustalona uchwałą na 450 zł, a o świadczenie mogli wnioskować ci studenci, którzy mają średnią ocen co najmniej 4,8.