Dopiero za dwa lata mogą ruszyć inwestycje w miejscu stalowego szkieletu przy ul. Jutrzenki. Po korzystnym dla siebie wyroku miasto liczy na to, że tymi terenami zainteresują się deweloperzy. Ale zastrzega, że nie pozwoli zabudować całego obszaru blokami.
Słowa nie dotrzymała, miasto po latach straciło cierpliwość i oddało sprawę do sądu. Pierwszy wyrok zapadł po sześciu latach, w kwietniu 2014 r., spółka się od niego odwołała i w zeszły czwartek przegrała. Umowa straciła ważność.
Choć dysponentem gruntu znów jest miasto, to o jego zagospodarowaniu nie może jeszcze myśleć. O odzyskanie nieruchomości starają się ich byli właściciele wywłaszczeni z powodu planowanej przed laty budowy osiedla. Postępowanie w ich sprawach ma wznowić lubelski starosta, bo zostały "zamrożone” do czasu prawomocnego wyroku w sądowym sporze miasta ze spółką.
Co dalej? Ratusz spodziewa się, że znajdą się chętni inwestorzy, którzy przejmą roszczenia od byłych właścicieli działek.
- Ale zdajemy sobie sprawę, że inwestorzy nie będą zainteresowani budową tego, na co zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego przeznaczony jest ten teren - przyznaje Krzysztof Żuk, prezydent miasta. I dodaje, że miasto jest gotowe do uruchomienia zmiany planu.
W ocenie miejskich urzędników uregulowanie spraw własnościowych terenów odzyskanych przez samorząd od spółki może potrwać rok. A procedury zmiany planu mogą być uruchamiane przez miasto dopiero wtedy, gdy o takie zmiany będą zabiegać inwestorzy. To oznaczałoby, że jakiekolwiek inwestycje w tym obszarze mogłyby być uruchamiane najwcześniej za dwa lata, tym bardziej że konieczne byłoby jeszcze uzyskanie pozwoleń na budowę.
O jakimkolwiek wykorzystaniu stalowej konstrukcji nie ma już mowy. Szkielet trafi na złom.