Krzysztof Szydłowski, były senator lewicy, został dziś ostateczne oczyszczony z zarzutu próby przekupienia strażników miejskich.
Przed dwoma laty Szydłowski nieprawidłowo zaparkował w centrum Lublina. Strażnicy nałożyli na jego auto blokadę. Szydłowski podszedł do nich z 50 zł banknotem. Powiedział "Piszcie co tam trzeba”. Po powrocie do centrali, strażnicy napisali notatki służbowe z przebiegu zajścia. Ich zwierzchnicy zdecydowali o skierowaniu sprawy do prokuratury.
Szydłowski tłumaczył w sądzie, że chciał tylko zapłacić mandat. Nie było problemów z dokładnym ustaleniem jak przebiegała rozmowa, bo strażnicy nagrali ją na dyktafonie.
- Mówiąc te słowa zamierzał zapłacić mandat - uzasadniał wyrok sędzia Piotr Morelowski. - Po w jakim innym celu by powiedział "piszcie co trzeba”? Żeby dostać zaświadczenie, że dał łapówkę?
Szydłowski nie krył zadowolenia z wyroku. W oskarżeniu go przed prokuraturę doszukiwał się podtekstów politycznych.
dj