Wizytował tu car, a przy pełni księżyca mieszkańcy widywali potwornego psa. Czy nad rodem Klemensowskich rzeczywiście ciążyła klątwa?
Na kronikę kryminalną prasy lubelskiej najczęściej składały się pojedyncze, drobne sprawy. Powszechnością były napaści, kradzieże, ale też morderstwa. Te ostatnie były jednak traktowane w specjalny sposób. Nie ma się czemu dziwić. Bestialskie zabicie człowieka zawsze wzbudzało ciekawość. Podobnie jak osoba, która tego czynu dokonała. Na przestrzeni lat 30., można wymienić kilka spraw, które szczególnie interesowały ówczesne media.
Najbardziej charakterystyczna dotyczyła Rity Gorgonowej, oskarżonej o zamordowanie pasierbicy. Społeczeństwo za pośrednictwem mediów uczestniczyło niemalże w serialu w odcinkach. Każdy z nich to kolejna próba rozwiązania zagadki mordu w Brzuchowicach. Dziennikarze dzień po dniu relacjonowali proces sądowy, informowali o kolejnych doniesieniach i poszlakach, a także prześledzili niemalże całe życie oskarżonej i rodziny Zarembów. Pierwsze lata trzeciego dziesięciolecia upływają w „Expressie Lubelskim i Wołyńskim” pod znakiem tego głośnego dochodzenia, które co prawda nie miało miejsca w naszym regionie, ale poruszyło całą Polskę. Dzięki prasie każdy mógł lepiej poznać osławioną femme fatale.
Wśród tematów, które tytuł prasowy eksponował w szczególny sposób, znalazła się również głośna sprawa Klemensowskich. Tym razem opisywane zdarzenie miało charakter lokalny, budzący jednak duże emocje w środowisku. Sprawa, również z początku lat 30. XX w., dotyczyła zamachu na życie właścicieli posiadłości w podlubelskim Celejowie. Jak się okazało, sprawców napaści opłacił syn poszkodowanych. W ten sposób chciał się pozbyć swoich rodzicieli, jednocześnie przejmując ich majątek. Morderstw z pobudek majątkowych było w tym czasie wyjątkowo dużo, jednak ten przypadek okazał się szczególnie ciekawy.
Sprawa celejowska poruszyła opinię publiczną, co napędzało produkowanie treści na ten temat: „Nic dziwnego. Rzadko zdarza się spotkać tak upiorny kłąb wszelakiego rodzaju zbrodni jak właśnie w omawianej sprawie. Coś, co tchnie najbardziej ponurymi okresami średniowiecza” („Express Lubelski i Wołyński”).
Co wydarzyło się w Celejowie?
Marian Klemensowski podejrzewając, że rodzice go wydziedziczą, postanowił ich zgładzić i w ten sposób przejąć pokaźny majątek. Dziedzic nie zrobił tego jednak sam, ponieważ morderstwa mieli dokonać wynajęci osobnicy. Sprawcami napaści byli dwaj miejscowi chłopi, a pośrednikiem żydowski handlarz Lejba Federmasser. Feralny dzień nastał 20 lipca 1932 roku, w samo południe, gdy państwo Klemensowscy jechali bryczką do Celejowa. W pewnym momencie na drogę wyskoczyli zamaskowani przestępcy i zaczęli strzelać. Obydwoje Klemensowscy zostali ciężko ranni, choć w trakcie procesu byli już w znacznie lepszym stanie. Od czasu zamachu, głowa rodu – czyli Józef K., miał jednak dostać manii prześladowczej i obawiając się o swoje życie, cały czas chodził uzbrojony. Czy aby występek syna był główną przyczyną jego stanu? Nomen omen, w wyniku procesu wszystkich sprawców skazano na 15 lat więzienia.
Przeklęty dwór
Za kulisami pozornie zwykłej sprawy, według ówczesnych dziennikarzy, tkwiła „ponura historia rodu degeneratów i ludzi, którzy wyparli się swojej Ojczyzny”. Nad rodziną Klemensowskich miała ciążyć klątwa, a sam pałac według przerażonych świadków – był nawiedzony. Krwawe widma potwornych zbrodni tułały się po zakątkach posiadłości, a nocą, przy księżycu widywano potwornego psa, który grzechotał ciężkim łańcuchem. W każdej upiornej historii może być jednak ziarno prawdy. Proces „zwyrodniałego syna” okazał się doskonałą pobudką do przedstawienia wcześniejszych losów rodziny, które nie prezentowały jej w najlepszym świetle.
Jak donosiła prasa – historia Klemensowskich jest znacznie bardziej ponura i krwawa. Dwór w Celejowie należał do rodziny Czartoryskich. Podczas powstania listopadowego pradziad Józefa K. – Marcin, pełniąc tam podobno z ramienia Moskali funkcję szpiega, wydał gromadę powstańców. Powieszono ich w puławskim parku. Z czasem dobra celejowskie Czartoryskich skonfiskowano i sprzedano za niewielkie pieniądze Klemensowskiemu. Sam Marcin działał w służbie cywilnej jako inżynier. W latach 50. XIX wieku odbył podróż do Włoch, Francji i Wielkiej Brytanii. Był także pasjonatem archeologii i kolekcjonował mapy. Jego zbiory biblioteczne zostały zniszczone podczas II wojny światowej. Nestor rodu dobrze układał się również z caratem, o czym świadczy chociażby wizyta Aleksandra II w 1840 r., w Celejowie, a później Aleksandra III. Jeden z ówczesnych włodarzy posiadłości miał nawet pokazać carowi pomnik powstańców, co zdenerwowało go jednak do tego stopnia, że monument kazał zburzyć, a ziemię na mogile zrównać.
W pierwszych latach po powstaniu styczniowym majątek objął Ludwik K. Wybujały temperament miał sprawiać jednak, że wpadał w złość bez przyczyny. W wyniku tego zabił m.in. ogrodnika i dwie kobiety, które stanęły w obronie napadniętej przez niego dziewczyny. Zastrzelony miał być również jego lokaj i bona sprowadzona z Warszawy. Jak pisze gazeta – zbrodnie te uszły mu bezkarnie, ponieważ władze przymykały oko na te występki.
Poszkodowany w obecnym procesie Józef, jest wnukiem wspomnianego Ludwika. Początkowo miał on być człowiekiem normalnym, jednak wszystko zmieniła feralna noc, gdy według świadków jechał z dwiema platformami trupów. Kim byli zamordowani? Tego nigdy nie ustalono, ale jak chodzą słuchy, od tego momentu Józef zachorował na głowę. Jego małżeństwo również zostało zawarte w warunkach specjalnych. Gdy pewnego razu bez powodu Józef zamordował badającego go lekarza, jedynym świadkiem była jego obecna żona. Małżeństwo zostało zawarte, aby uniknąć skandalu. Potem sprawa ucichła w wyniku wojennej zawieruchy.
Klątwa
O rodzinie Klemensowskich można usłyszeć jeszcze raz, w 1934 roku. Nie obyło się oczywiście bez sensacji. Na wspomniany dwór mieli napaść bandyci powiązani z Federmesserem, który pośredniczył w usiłowaniu zabójstwa Klemensowskich. Obeznany w tamtejszym środowisku, powiedział swoim kompanom, w jaki sposób można dokonać napaści na dwór. Ci z kolei zorganizowali bandę, która zrabowała kilkaset złotych i biżuterię. To kolejna sytuacja, która skończyła się procesem sądowym i artykułem w prasie. Tylko dzięki temu wiemy, że klątwa nad rodem nadal trwała. Być może odkupił ją syna oskarżonego Mariana – Artur, który pod pseudonimem „Błyskawica” brał udział w powstaniu warszawskim. Jego opowieści i rodzinnych wspomnień jednak już nie poznamy, ponieważ zmarł w wieku 90 lat w Sopocie.
Tymczasem Celejów był w posiadaniu rodziny do 1945 roku. W latach 70. XX wieku został wyremontowany, a obecnie mieści się w nim Samodzielny Zakład Opiekuńczo-Leczniczy dla Psychicznie i Nerwowo Chorych. Zabytkowy budynek można zobaczyć tylko z zewnątrz. Uwagę zwraca natomiast przypałacowy park, w którym tkwi ogromny głaz. Żeby go tu postawić, użyto siły 14 wołów, 24 koni i 50 ludzi. Znajdziemy na nim inskrypcję: "Służę za przykład niepewności rzeczy losów ludzkich. Niechaj będzie pochwalone imię Boskie na wieki".