We wtorek Małgorzata C. z Lublina została skazana na 11 lat więzienia za zabójstwo męża. Kobieta wbiła mu nóż w serce. Mężczyzna konał przez wiele godzin
Wyrok w tej sprawie zapadł we wtorek w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Obyło się bez procesu. Tydzień wcześniej oskarżona przyznała się do winy. Postanowiła dobrowolnie poddać się karze.
– Żałuję tego, co zrobiłam – oświadczyła w sądzie Małgorzata C. Po uzgodnieniu z prokuratorem kobieta zaproponowała dla siebie 11 pozbawienia wolności. We wtorek sąd przystał na ten wniosek. Uznał że kobieta zadając śmiertelny cios chciała zabić swojego męża.
– Nie było wątpliwości co do zamiaru oskarżonej – wyjaśnił uzasadniając wyrok sędzia Arkadiusz Śmiech. – Małgorzata C. przyznała się do winy i wyjaśniła przyczyny swojego zachowania.
Do zbrodni doszło w maju ubiegłego roku. 50-latka i jej mąż Jerzy zajmowali się zbieraniem złomu. Nocowali w pustostanie przy Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie. Obok, w starej przyczepie campingowej mieszkał szwagier Małgorzaty C. ze swoim kolegą Grzegorzem M.
Małgorzata C. wyjaśniała śledczym, że feralnego dnia sprzedali z Jerzym trochę złomu. Odwiedzili bazar na Bronowicach. Kupili tam trochę spirytusu, rozrobili go z wodą i wieczorem pili razem z kolegą Jerzego.
– Przyszedł do nas, bo chciał spać na strychu. Miał pół litra spirytusu – opowiadała śledczym 50-latka.
Kobiecie się to nie spodobało. Z tego powodu miała się pokłócić z mężem. Oboje byli już pijani.
– Jurek mnie wyzywał i kopnął. Przewróciłam się – mówiła Małgorzata C. – Jak wstałam, to chwyciłam nóż.
Nóż leżał na stole. Miał niewielkie, zaledwie 8-centymetrowe ostrze. Kobieta ugodziła nim męża prosto w klatkę piersiową. Jerzy C. miał się wówczas „zdenerwować”. Przeszedł do drugiego pokoju i upadł na podłogę, prosto na szkło z rozbitych świetlówek.
Z relacji Małgorzaty C. wynika, że jej małżonek jeszcze oddychał. Próbowała przeciągnąć go na łóżko. Pomagał jej kolega Jerzego. Razem zmywali też krew z podłogi. Później razem z sąsiadem próbowali przebrać i konającego Jerzego C.
– Chciałam go wynieść z domu, bo jakby ktoś przechodził to zadzwoniłby po pogotowie – wyjaśniała śledczym Małgorzata C.
U jej męża doszło do krwotoku wewnętrznego. Powoli konał. Jego żona dopiero rano poszła do przychodni, by wezwać karetkę. Przekonywała później śledczych, że nie zdawała sobie sprawy, że jej małżonek umiera. Małgorzacie C. groziło dożywocie.