Kilka dni temu pisaliśmy, że od maja obcokrajowcy studiujący w Polsce mogą pracować u nas przez cały rok bez konieczności starania się o specjalne zezwolenie. Po tym artykule dostaliśmy od was sporo opinii i obaw, że obywatele Ukrainy będą zabierać pracę Polakom. Sprawę skomentował właściciel jednej z sieci barów szybkiej obsługi w Lublinie. Według niego nie może być mowy o odbieraniu pracy, bo brakuje do niej chętnych
Rozmowa z właścicielem sieci barów szybkiej obsługi w Lublinie*
• Trudno jest znaleźć pracowników w Lublinie?
To rzeczywiście spory problem. Najwięcej ogłoszeń dajemy przez Internet. Z pośrednictwa urzędu pracy korzystamy sporadycznie, bo stamtąd wysyłane są osoby, które tak naprawdę nie chcą pracować. Zależy im tylko, żeby nie stracić na przykład prawa do zasiłku. Robią to więc niejako z przymusu. W odpowiedzi na jedno ogłoszenie dostajemy około 15-20 CV. 10 osób zapraszamy na rozmowę kwalifikacyjną. Wszyscy zapewniają, że się pojawią, a potem zazwyczaj przychodzą tylko dwie osoby. Jeszcze gorszy jest pierwszy próbny dzień pracy. Pojawia się jedna osoba.
• Dlaczego tak się dzieje?
To zadziwiające, ale mamy swoją teorię. Takie osoby umawiają się na kilka rozmów kwalifikacyjnych i wybierają tę pracę, która wymaga najmniejszego wysiłku. W tym kontekście oburzające są komentarze, że obcokrajowcy, na przykład Ukraińcy, zabierają Polakom pracę. Jak mogą zabierać skoro nie ma do niej chętnych.
• Jakie warunki oferuje pan pracownikom?
Umowę o pracę, co jest rzadkością na lubelskim rynku, bo wiele lubelskich restauracji zatrudnia „na czarno”. Nowemu pracownikowi, przez pierwsze dwa tygodnie, kiedy się przyucza, oferujemy umowę zlecenie i 7 zł za godzinę na rękę. Potem dostaje już automatycznie umowę o pracę i w zależności od doświadczenia i stażu pracy większe wynagrodzenie 8-12 zł za godzinę na rękę.
• To nie przyciąga do pracy?
Są tacy, którzy bardzo się starają i widać, że im zależy. Dotyczy to właśnie studentów z Ukrainy. Powszechnie mówi się, że odbierają pracę Polakom. Ale ja jestem z nich bardzo zadowolony. Niestety część klientów nie reaguje dobrze na obcokrajowców. Dlatego na 30 osób, które pracują w naszej sieci tylko trzy są z Ukrainy. W pracę bardzo angażują się także osoby bez wyższego wykształcenia i to się przekłada na wynagrodzenie. Tacy pracownicy potrafią nawet zarobić 2,5 tysiąca złotych miesięcznie. Największy problem ze znalezieniem ludzi do pracy mamy w sezonie, kiedy jest dwa razy więcej gości niż zwykle. Co ciekawe poza sezonem z pracownikami nie ma żadnego problemu.
• Z czego może to wynikać?
Wtedy jest mniejszy ruch i mniej obowiązków. Ludzie chcą zarabiać, ale jak najmniej się napracować. Dotyczy to głownie studentów. Zaczęło się to nasilać jakieś 1,5 roku temu. Moim zdaniem to m.in. kwestia pokolenia, które nie szanuje pracy. W tym czasie pojawiły się w Lublinie dwie duże galerie handlowe, które oferują typowe stanowiska dla studenta np. sklepach odzieżowych. Przychodzi się do pracy na trzy dni i bez większego wysiłku trochę zarobi. O to studentowi chodzi. Nie ma chętnych do pracy w branży gastronomicznej, gdzie „na nogach” jest się czasami cały tydzień. Od ponad roku mamy problem ze skompletowaniem załogi we wszystkich trzech lokalach. Brakuje przynajmniej dwóch osób w każdym z nich. Do tego ciągła rotacja, a nam zależy, żeby pracownik został jak najdłużej, bo wtedy nie musimy poświęcać czasu na uczenie kolejnych.
• Czy pana znajomi po fachu też mają taki problem?
Bardzo na to narzekają. Większość ma problem ze skompletowaniem załogi i dużą rotacją, zwłaszcza w sezonie. Dotyczy to różnych stanowisk – kelnerów, barmanów i pracowników kuchni. Wszędzie jest ta sama sytuacja.
* imię i nazwisko do wiadomości redakcji