Przemysław Czarnek odpowie przed sądem za swoje słowa o Marszu Równości, jako promowaniu „zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”. Sąd odwoławczy nie zgodził się na umorzenie sprawy. Jednocześnie przywołując zapisy Konstytucji RP, jasno nakreślił granice wolności słowa.
- Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Nie mamy więc prawa, by kogokolwiek dyskryminować. Niezależnie od tego, kim jest – skwitował sędzia Artur Ozimek, uzasadniając swoje postanowienie. - Wolność słowa nie oznacza prawa do znieważania kogokolwiek. Kończy się tam, gdzie jedna ze stron obraża.
Sprawa dotyczyła ubiegłorocznej wypowiedzi Przemysława Czarnka. Wojewoda na swoim kanale w serwisie Youtube krytykował pomysł organizowania w Lublinie Marszu Równości. Stwierdził m.in.: „Obnoszenie się ze swoją seksualnością na ulicy jest po prostu obrzydliwe. Nie promujmy zboczeń, dewiacji, wynaturzeń”.
Prywatny akt oskarżenia przeciwko wojewodzie skierował organizator marszu – Bartosz Staszewski. Zarzucał politykowi zniesławienie. W listopadzie ubiegłego roku Sąd Rejonowy Lublin – Zachód umorzył sprawę. Uznał, że słowa wojewody były elementem „przedwyborczej debaty”.
– Sąd bronić musi podstawowych praw i wolności obywatelskich – uzasadniał sędzia Bernard Domaradzki.
Organizator marszu skutecznie zaskarżył to rozstrzygnięcie. - Nie jest prawidłowe, by sąd tak wcześnie dokonywał tak daleko idącej oceny sytuacji. Słowa oskarżonego miały charakter wybitnie ujemny – wyjaśniał mec. Bartosz Przeciechowski, pełnomocnik organizatora marszu.
Wojewoda domagał się ostatecznego umorzenia sprawy. - Wypowiadałem te słowa, jako katolik i jako Polak. To stwierdzenie faktu. Jako katolik mam prawo cytować Katechizm Kościoła Katolickiego. Tam jest napisane, że akty homoseksualne są sprzeczne z prawem naturalnym i jako takie są oceniane negatywnie – tłumaczył Przemysław Czarnek. - Jako Polak również mam prawo stosować słowa z języka polskiego, napisanego przez PWN, gdzie zboczenie, dewiacje i wynaturzenia są wprost zapisane tak, jak ja je wypowiadam – dodał.
Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił rozstrzygniecie z pierwszej instancji i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Uznał, że sprawa została umorzona zbyt wcześnie.
- Sąd uciekł od oceny materiału dowodowego – wyjaśnił sędzia Ozimek. - Bazował wyłącznie na materiałach zgromadzonych przez strony, czyli bardzo szczątkowym. Nie podjął żadnej próby oceny, czy wypowiedź oskarżonego stanowiła przestępstwo. Na tym etapie nie możemy tego stwierdzić.
Uzasadniając postanowienie sąd odniósł się również do zmieniających się od lat standardów debaty publicznej w sieci.
- Słowo straciło swoją wartość, jest przedmiotem, który nie ma żadnej ceny. Ten kto je wypowiada nie zastanawia się nad ich treścią. Przyczynił się do tego internet, który powoduje, że zachowujemy anonimowość i możemy obrażać kogokolwiek, w jakikolwiek sposób – ocenił sędzia Ozimek. - W stosunku do mojej osoby, po wydaniu tego postanowienia też pojawią się w Internecie różnego rodzaju sformułowania – dodał. Odniósł się również do argumentów, przytaczanych przez Przemysława Czarnka.
- Parafrazując słowa oskarżonego, który powoływał się na Katechizm Kościoła Katolickiego, to nie ma tam słów, których użył na portalu Youtube. Nigdzie tam nie padają – przypomniał sędzia Ozimek. - Niestety, w niektórych sytuacjach osoby które chcą zaistnieć w życiu publicznym używają słów wyraźnie pejoratywnych. Ma to wzmóc przekaz. Przecież gdyby takie słowa nie padły, to byśmy nie rozmawiali o wypowiedzi na wideoblogu. Nikt by się tym nie zainteresował.
Sędzia zastrzegł, że demokratyczne państwo prawa może i powinno tolerować dyskusję publiczną. Nie może być jednak zgody na obrażanie uczestników debaty, by później „chować się za słowa wytrychy”.
- Strona, której się coś zarzuca tłumaczy później, że to tylko opinia. Mówi, że ogranicza się jej wolność słowa lub wolność debaty. Z tych słów wytrychów starają się te osoby budować swoisty immunitet społeczny do tego, by obrażać – skwitował sędzia Artur Ozimek.
Kiedy sprawa wróci na wokandę, organizator marszu ma zaproponować wojewodzie zakończenie sporu na posiedzeniu pojednawczym. Jeśli Przemysław Czarnek się nie zgodzi, rozpocznie się proces.