Mało brakowało, a zamiast kulturystą i trenerem Dariusz Wyrostek byłby fryzjerem i ścinał włosy w wynajętym zakładzie w Leśniowicach. Ale na szczęście dla niego i blisko setki podopiecznych porzucił fryzjerstwo.
- Zaczynałem jak wszyscy, od piłki nożnej. Moim klubem był „Kłos” Okszów, grałem wtedy na obronie. Trochę byłem za szczupły, więc szybko wziąłem się za treningi. To była zupełna jeszcze amatorszczyzna. Ćwiczyłem w domu, wujek znalazł mi gdzieś takie małe koła od wagoników i miałem sztangę, potem skądś wytrzasnąłem hantle - opowiada Dariusz Wyrostek. - Z nimi to była wesoła zabawa, bo jeden ciężarek miał pięć kilogramów, a drugi cztery... więc trzeba było po każdej serii zamieniać ciężary, żeby mięśnie rosły równomiernie. O diecie też można było tylko pomarzyć. Przy 180 centymetrach wzrostu trzeba było sporo jeść, ale w domu się nie przelewało. Jadło się przeważnie kaszankę i salceson - bo ojciec lubił i tyle.
Meble i dyskoteki
Dariusz Wyrostek grał w piłkę, skończył fryzjerską zawodówkę i nawet założył zakład w Leśniowicach, ale biznes się nie udał. Pozostawało szukanie pracy, a o nią wtedy było trudno.
- To był najgorszy czas przed unią. Pracy nigdzie nie było, a jak się już coś znalazło, to zarabiało się grosze - wspomina Wyrostek. - Pamiętam, jak pracowałem dorywczo w firmie meblowej to zarobiłem niecałe 400 zł. Jak wychodziłem z firmy, to wezwali mnie jeszcze do biura. Pomyślałem: może jeszcze dorzucą parę złotych? Nic z tego, nie dodali, a zabrali i do domu wracałem z trzema setkami. Wtedy się popłakałem z wściekłości.
Czasem jednak coś się udawało. - Pojechaliśmy z chłopakami na dyskotekę. Tak po prostu, zabawić się. Ochrona myślała, że to mafia robi wjazd na imprezę - trudno było się im dziwić: krótko ścięci w skórach, myśleli że po haracz. Skończyło się na śmiechu, ale przy okazji zapytałem czy nie mieli by pracy dla mnie: mieli i to od ręki i tak się zaczęło moje jeżdżenie po imprezach jako ochroniarz.
Łatwiejsze życie
- Pomógł mi wtedy Konrad, kumpel z wojska. Mówił, że niezłe pieniądze robi się na sprowadzaniu samochodów z Niemiec. Pokazał co i jak, dał kontakty i zacząłem kursować. Berlin, Drezno i dalej, a w Polsce Szczecin i Wrocław. Był nawet czas, że chciałem się tam przeprowadzić na stałe - podkreśla nasz rozmówca. - Na zachodzie Polski bardzo mi się podobało, życie wydawało się jakieś łatwiejsze. No i wreszcie były pieniądze. Gdy urodził się mi syn, dostał na imię Konrad, na cześć człowieka który w trudnym czasie mi pomógł.
- Gdy dzisiaj sobie przypominam od czego z żoną zaczynaliśmy, to nie wiem czy jeszcze raz bym się na to porwał. Razem z Sylwią długo mieszkaliśmy w rozpadającym się domu, który remontowaliśmy na raty - opowiada pan Dariusz.
Dziś mają pięcioro dzieci: Julka ma 3,5 roku, Nikola 7 lat, Kordian 13, Konrad 15, a Oliwia 17 lat i w niewielkim domu już bywa ciasno, zwłaszcza, że część pomieszczeń zajmuje siłownia.
Jak ponton
- Wyjazdy, budowa, jedzenie wszystkiego na szybko i byle jak. W efekcie ważyłem już 130 kilogramów: ta masa powili zaczęła mi uwierać - wspomina Dariusz Wyrostek.
Decyzja zapadła dokładnie w Sylwestra 2015. Od początku roku dieta. - Z tego czasu pochodzi moje zdjęcie w sweterku: wyglądam na nim jak prawdziwy ponton. Ale tak na poważnie wszystko zaczęło się trzy miesiące później, w marcu, gdy pojechałem na obóz do Centralnego Ośrodka Sportu w Spale. Nie było łatwo, byłem najstarszy i największy. Ale to, co się tam stało w ciągu tych dni, odmieniło mój sposób patrzenia na wiele rzeczy. Motywacja i ciężka praca, wykłady i treningi... to dało mi potężnego kopa. Pamiętam taką scenę już pod koniec: inni kursanci siedzą i odpoczywają , a my i jeszcze taka dziewczyna jeszcze biegamy. To nic, że stopy krwawiły, trening musiał zostać dokończony.
Zdobyć medal
- Gdy wróciłem do domu, wiedziałem że nie mogę tego wszystkiego zaprzepaścić. Jeżeli już spotkałem na swej drodze ludzi, którzy mnie motywowali, postanowiłem się do nich przyłączyć. Zacząłem działać w stowarzyszeniu skupiającym takich pasjonatów jak ja. I znów szczęśliwie spotkałem na mojej drodze nie tylko wielu doświadczonych trenerów kulturystyki, ale i zwykłych praktyków. Wiele się od nich nauczyłem, zacząłem jeździć na kursy i szkolenia, z czasem nawet obdarzono mnie zaufaniem i zostałem członkiem zarządu. Schudłem 40 kg. Dzięki treningom i diecie, moje marzenie - stanąć do zawodów kulturystycznych - stawało się coraz bardziej realne. Postanowiłem zdobyć medal w kulturystyce przed 40-tką.
- Pierwszy mój występ, na Kamiennej Rzeźbie w Strzegomiu wiele mnie nauczył: nie miałem wtedy pojęcia o pozowaniu, co jest w występie bardzo ważne. Miałem dobrą budowę, ale wystarczyło tylko na piąte miejsce. Poprawiłem się i już w 2018 roku zdobyłem brąz na Mistrzostwach Polski w Kulturystyce i Fitness - to mój sukces i teraz swoją wiedzę przekazuję innym. Kursy Trenera kulturystyki, żywienia i suplementacji i wad postawy pozwoliły mi zdobyć wiedzę z anatomii i biomechaniki, które są bardzo potrzebne przy treningach - opowiada pan Dariusz.
Budowa
Dariusz Wyrostek trenuje już blisko setkę ludzi w różnym wieku. Są lekarze i nauczyciele, żołnierze i urzędnicy.
- Sekret tkwi w indywidualnym podejściu do człowieka, diecie i wytrwałości w treningach. Ale zanim rozpiszę dietę wysyłam na badania. Muszę wiedzieć od czego zacząć - mówi Wyrostek.
- Trenujemy trzy razy w tygodniu. Ważne, aby nie stosować suplementów diety ani innych wspomagaczy. Efekty przychodzą już po kilku tygodniach i publikujemy je od razu na facebooku; to motywuje innych. Pomaganie ludziom stało się moja pasją, dlatego z takim zapałem razem z żoną pracujemy.
Na razie treningi odbywają się w wynajętej sali. - Rozpoczęliśmy już budowę własnej sali w Depułtyczach, gdzie mieszkam. Na razie jest pusty plac, ale wylewam w wolnej chwili fundamenty i rozpoczynam inwestycję - chwali się Dariusz Wyrostek. - Chciałbym wystartować już w przyszłym roku, gdy tylko pozwolą finanse i czas, którego mam coraz mniej.