Rafał cudem przeżył wypadek. Miał nie chodzić, a nawet nie siedzieć i nie widzieć - tak mówili lekarze.
31 maja 2002 roku, godzina 16.40 - tej chwili państwo Langowie z Milanowa pod Parczewem nie zapomną do końca życia. W ich 6-letniego syna wjechał pirat drogowy.
- Rafał bawił się z bratem ciotecznym u znajomych. Potem wracał do domu poboczem. I wjechał w niego ten człowiek. Już dwa miesiące wcześniej straszył Rafałka w parku motorynką. Udawał, że chce go przejechać - nawet po latach przeżywa te chwile Sławomir Langa, tata Rafała.
- Szłam po niego, nagle podbiegł do mnie chłopak z naszej wsi i zaczął krzyczeć o wypadku. Jak zobaczyłam go na tej trawie, nie płakałam. Byłam w szoku, chciałam go brać na ręce. Dopiero potem zrozumiałam, że trzeba jechać do szpitala. Chciałam jechać na bosaka, bo pogubiłam klapki - wspomina Ewa Langa, mama chłopca.
Szpital
Odbite płuca, złamana noga, uszkodzenie nerwu wzrokowego, brak przytomności i najgorsze: uraz mózgu.
- Wierzyłem, że go uratują. Nie płakałem. Ja mam coś takiego w sobie, że nie rozpamiętuję, tylko myślę co zrobić, żeby wyjść z danej sytuacji - mówi Sławomir Langa.
Mama rafała nie mogła przestać płakać. - Poczytałam mu trochę przy łóżku i szłam się wypłakać na korytarz. Szlochałam pod drzwiami. Nie dało się nie płakać, jak się patrzyło na niego - mówi cicho.
- Niektórzy mówili, że syna to już tylko hospicjum czeka, że nawet jak przeżyje to z łóżka nie wstanie. Nie chciałem tego słuchać. Jak leżał nieprzytomny, puszczałem mu muzykę na synchronizację półkul mózgowych: to leczy mózg, działa na podświadomość - opowiada tata. - Nagrywałem na taśmę jak żona czyta bajki, żeby puszczać je dziecku z magnetofonu.
Bo tak trzeba
Rafał odzyskał przytomność, ale leżał na intensywnej terapii do swoich urodzin; do 23 czerwca.
- Szansa na przeżycie była znikoma. Dzieci w lepszym stanie umierały na oddziale. Modliłem się i myślałem: co będzie później? Czułem się jak osoba która nie umie pływać, a którą wyrzucono na środek oceanu. Ale wiedziałem, że gdzieś jest ten brzeg i że trzeba płynąć, płynąć i płynąć... - mówi twardo pan Langa.
Rafał mówił wtedy tak: To głupia choroba, jakiś rak mnie zaatakował. - Miał świadomość, że jest z nim źle. Był bardzo rozwiniętym dzieckiem, wyprzedzał swoich rówieśników. Jako 6-latek umiał w pamięci dodawać trzycyfrowe liczby - chwali Rafała ojciec.
- Mąż z nim był dzień i noc, nie odchodził od jego łóżka. Spisał się jako matka. Ze świecą szukać takiego człowieka - nie kryje dumy Ewa.
Sławomir Langa był pierwszym ojcem, który spał przy dziecku na oddziale rehabilitacji. Czuł, że tak trzeba; że tam jest jego miejsce. Że może pomóc. Już wcześniej interesował się mózgiem, jego pracą, naczytał się książek. - I wtedy ta wiedza mi pomogła. W życiu coś jest po coś, prawda?
Praca
Do wózka musi być przymocowany, żeby nie spaść. - Tego dnia, jak wychodziliśmy, przywieźli dziecko z połamanymi rękami, nogami. Wtedy pomyślałem, dzięki Bogu, że to tylko tak. Ja już wiedziałem, co to znaczy uraz mózgu - kiwa głową pan Langa.
Rafał wraca do domu. Ojciec, nauczyciel wychowania fizycznego w liceum w Milanowie bierze zwolnienie. Każdą chwilę spędza przy dziecku.
- Rafałowi trzeszczały kości przy każdym ruchu, było bardzo źle - tłumaczy ojciec. - Każdego dnia odginałem mu paluszek po paluszku. Bo prawda jest taka, że to co mogą zrobić lekarze to 20 procent, reszta to praca rodziny. Mozolna praca.
Kiedy jedzie z synem w październiku do DSK, jest o niebo lepiej. - Rafał jeździł jeszcze wtedy na wózku, ale jak go zobaczył dr Witold Lesiuk to nie mógł uwierzyć, że to to samo dziecko. Mówił, że jak jest taki postęp, to syn na pewno wyjdzie z tego. Dodał nam otuchy.
Efekty
Sławomir Langa kończy kursy gimnastyki wzroku podstawowy i zaawansowany, masażu leczniczego i szybkiego czytania.
Z synem jedzie na kurs "Mądre dziecko” - tu Rafał uczy się szybciej przyswajać wiedzę i usprawniać pamięć.
- Rafał miał zanik nerwu wzrokowego, nie reagował jednym okiem na światło. Ale gimnastykowałem mu wzrok różnymi metodami i teraz widzi, odróżnia kolory - Langa nie kryje radości.
Kolejne zabiegi to ozonoterapia i masaże, które niwelują przykurcze i rozluźniają mięśnie. To ważne, bo Rafał ma jedną nogę krótszą.
Sześć razy w tygodniu basen; 40 kilometrów od Międzyrzeca.
Chwytamy się wszystkiego
Sławomir Langa zrobił w domu siłownię.
- Tata ze mną ćwiczy - chwali się Rafał.
- Im więcej teraz pracy włożymy, tym później będą lepsze efekty - dodaje tata.
Nie jest lekko, bo rehabilitacja dużo kosztuje. A oprócz 11-letniego Rafała, państwo Langowie mają troje małych dzieci: Adasia, Marzenkę i maleńką Oliwkę. - Teraz jestem na urlopie wychowawczym. Ja bym chciał pracować, ale kto by wtedy wykonywał moją pracę przy dziecku? - zastanawia się pan Sławek.
Rafał był ostatnio na kilku lekcjach gry na pianinie, żeby uaktywnić prawą półkulę mózgu. - Chwytamy się wszystkich możliwości. Gospodyni księdza udziela mu lekcji nieodpłatnie - mówi Langa.
Rower
Rafał strasznie przeżywał, że sam nie potrafi na nim jeździć. Zawsze pomagał tata, albo mama.
Ale Niedziela Palmową to był wielki dzień.
- Prosił: mamusiu poprowadź mnie na rowerku. Powiedziałam: postaraj się sam, bo mnie bardzo plecy bolą. I... pojechał. A jak krzyczał "Hurra hura, jeżdżę na rowerze!” - cieszy się Ewa.
Rafał rozwija się coraz lepiej.
Pisze w normalnym zeszycie, wcześniej rodzice drukowali mu specjalne pogrubione linie. Lepiej czyta, chociaż jeszcze niedawno prawie wcale nie widział.
- Widzimy postęp, ale to jeszcze nie koniec, to dopiero początek drogi. Determinacja i miłość czynią cuda - kiwa głową tata. - Ale cudom też trzeba pomóc pracą.
- Mam najlepszego tatę na świecie - mówi Rafał. - Chociaż nie, Jezus miał lepszego.