Dawno, dawno temu, kiedy komórki były wielkie jak pudełko na buty, do Lublina zaczęli przyjeżdżać tancerze. Przywozili niezwykłe spektakle, nie zrażeni tym, że występują w mieście, w którym nie było ani McDonalda ani Plazy
Od czwartku trwa 20. edycja Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca. To znaczy, że impreza Lubelskiego Teatru Tańca jest starsza niż lubelski deptak. Przed nami 19 wydarzeń: od spektakli, przez projekcje filmów po warsztaty.
A co za nami?
Nie przypadły, ale się przydały
- Najcenniejsza w Spotkaniach była dla mnie do tej pory różnorodność - czyli zapraszanie twórców i wykonawców ogromnie różniących się stylem. Także różnorodność formy: od dużych spektakli z mnóstwem scenografii, po jedno-dwu osobowe, operujące tylko światłem i dźwiękiem. Dla mnie była to bezcenna okazja wyrobienia sobie własnego gustu poprzez porównywanie - czyli że nawet spektakle, które kompletnie nie przypadły mi do gustu, bardzo się przydały. Teatrów tańca zbyt dużo, na co dzień w kulturze Lublina nie ma, a wiec ta uderzeniowa dawka, raz do roku w listopadzie przebija wszelką konkurencję. Większość spektakli Spotkań jest spoza Lublina (często też spoza Polski), więc Spotkania są jedyną okazją obejrzenia ich tu, na miejscu - mówi pan Piotr z Lublina, który wylicza, że ma za sobą kilkanaście edycji Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca. - Tak około dwunastu. Pierwsze oglądałem gruntownie, czyli więcej spektakli, a potem z doskoku - dodaje widz, który z wykształcenia jest weterynarzem.
Najczęściej nie rozczarowuje
- MSTT to jedno z takich wydarzeń, które nie rozczarują staniem w miejscu. Zazwyczaj pojawia się propozycja spektaklu - choćby grup kiedyś widzianych - która jest całkiem nowa, odmienna od tych z przeszłości. I co ważne: najczęściej ta propozycja nie rozczarowuje. Życzyłbym sobie, by Spotkania kontynuowały drogę, jaka jest dla mnie najciekawsza: choć wybieram się zobaczyć „taniec”, to jednak zazwyczaj nie mogę przewidzieć tego, co zobaczę - tłumaczy pan Bartek z Lublina, adwokat.
On w ogóle sobie nie przypomina jakie było jego pierwsze spotkanie z imprezą. Ale co roku stara się oglądać co najmniej kilka spektakli, bo jak mówi, dopiero to daje poczucie absorbowania szczególnej, poszukującej atmosfery Spotkań.
Przyjemność oglądania
- Przez całą młodość zajmowałam się tańcem (m.in. współczesnym) i tak mi zostało. Sentyment, przyzwyczajenie i przyjemność oglądania tańca - wylicza pani Magdalena, nauczyciel akademicki, powody, dla których opuściła tylko jedną edycję MSTT. I na dodatek stara się oglądać wszystkie spektakle. Chyba, że jakieś obowiązki jej to uniemożliwiają.
Proszona o wskazanie spektakli i tancerzy, których z różnych powodów zapamiętała ze Spotkań wymienia dwóch Brytyjczyków, którzy przywieźli spektakl mniej oparty na technice ruchu, ale bardzo zabawny.
- Opowiadali historia tańca na wesoło. Nie pamiętam tytułu, bo to był może 2001 czy 2002 rok. Później były chyba Chorwatki, a może Rumunki, z mocnym, wyrazistym spektaklem, gdzie scenografią były kredensy. Z 2003 lub 2004 roku pamiętam spektakl krakowskiego teatru tańca, który już chyba nie istnieje. Tworzyli go tancerze Śląskiego Teatru Tańca, duet wykorzystujący czerwona materię. To był piękny, taneczny, w pełnym tego słowa znaczeniu spektakl, bez udziwnień i nadmiernego konceptualizmu - wymienia pani Magdalena. Z późniejszych edycji wspomina jeszcze na przykład ubiegłoroczny duet klaszczących i klepiących o siebie dłońmi panów, którzy zaproponowali nieco zabawny, oparty na rytmie spektakl.
Pasażerowie, sprzątacze, pijacy
- To, co dla mnie było w teatrach tańca prywatnym odkryciem - z punktu widzenia osobnika, który o tańcu współczesnym nie miał wcześniej pojęcia - to spotkanie z takimi twórcami, którzy w swoich spektaklach, w swoich choreografiach, wykorzystują gesty, rytmy czy zachowania podpatrzone z codziennego życia. Chyba te właśnie spektakle najmocniej mi pozostały w pamięci. Choreografia wyprowadzona z ruchów pasażerów pociągu, mijających się w ciasnym przejściu albo z wycierania podłogi i zbierania pustych butelek (dwa spektakle grupy As Project ze Słowacji), albo z pogaduchy klientów obskurnego baru („Pod niebieską świnią” Compagnie Drift ze Szwajcarii) czy wyprawy chłopczyka do sklepu po mleko (rosyjska grupa Kipling Dance Company) - wylicza pan Piotr i dodaje, że bliskie takiego spojrzenia wydają mu się dwa genialne jego zdaniem przedstawienia „Cichy taniec” i „Mówiący Taniec” - czyli dwóch gadających panów na krzesłach (Jonathan Burrows i Matteo Fargion).
Siła i wiarygodność
Jedną z pierwszych okazji obejrzenia na własne oczy interakcji mappingu video z ciałem i ruchem tancerzy i to nie w celu efekciarskim lecz stanowiącym kościec spektaklu. Do tego perspektywa obserwowania całości nieco z góry - czyli „Glow” australijskiego Chunky Move i ich wizyta w Lublinie w 2006 roku były w historii MSTT czymś istotnym dla pana Bartka.
- Zapadły mi jeszcze w pamięć trzy monumentalne spektakle Ann van der Broek, szczególnie „We Solo Men” i „Ohm”. Wielka siła przekazu i wiarygodności, do tego warsztat najwyższej klasy. A z powodu subtelności i delikatności oraz szczególnej skali relacji między tancerzami zapamiętałem „Czerwoną Trawę” grupy Dada von Bzdulov. Moim zdaniem w tym spektaklu było coś, co się czasami banalnie określa „ożywczym powiewem młodości”.
Życzenia i życzenia
- Życzyłbym organizatorom dalszego zachowania takiej różnorodności - To pan Piotr.
- Błagam, więcej tańca w tańcu. Konceptualizm nie zwalnia choreografa/tancerza z odpowiedzialności za przekaz (treść) - życzy urodzinowo MSTT pani Magdalena.
Każdy z moich rozmówców wspomniał spektakle, które i ja bym wymieniła, jako te zapamiętane. Dodając, że brakuje mi na tej ich liście Sanny Kekalainen. I artysty, któremu przez cały występ ciekła z buzi niebieska farba. Ale to było bardzo, bardzo dawno temu.
Tańczy się w weekend
W programie 20 MSTT dziś o godz. 18 “Happiness” Club Guy & Roni w CSK, a o godz. 20 „Karov” Efrat Rubin w CK
• 6 listopada o godz. 17 „Nesting” Krakowski Teatr Tańca w CSK, a o godz. 19 „Living Leaving” Adi Weinberg w CK.
Wszystkie bilety są po 20 zł.