Rodzinę Lernerów sprzedano, torturowano i zabito. Żydów wymordowano 30 października 1943 roku w Przegalinach na Lubelszczyźnie. Potomek Lernerów po latach rozpoczął własne śledztwo. Chce znaleźć winnych i szuka ich w Przegalinach. W wiosce, w której za pieniądze pomagano Żydom. W wiosce, w której nikt nie chce o tym mówić. W wiosce, w której bez śladu zaginęły być może też inne żydowskie rodziny
Zostali sprzedani
- Żydzi? No pewnie, że ich tu dużo było - przyznaje Henryk Kaliszuk, mieszkaniec Kolonii Przegaliny, który był dzieckiem, kiedy wybuchła wojna. - Ganialiśmy razem po polach, bawiliśmy się razem. Nikt nie patrzył: Polak czy Żyd. Zgodnie żyliśmy, w przyjaźni. A co się potem z nimi stało? A kto to może wiedzieć?
Starzy zasłaniają się słabą pamięcią. Mówią, że byli zbyt mali, żeby pamiętać. A ci młodsi nie ufają wspomnieniom dziadków. Bo, jak sami mówią, pamięć ludzka jest zawodna. Łatwo o plotkę. Łatwo kogoś pomówić. I skrzywdzić.
Józef Radczuk ma dziś 91 lat. Pamięta Icka Lernera, jego żonę Gitel i dzieci. Pamięta, jak ojciec kupował chleb w piekarni Icka w Komarówce. I właściwie nic więcej o Lernerach nie potrafi powiedzieć. - Jak teraz przyjechał Ronny Lerner, to ciągle mnie pytał: jak się te Żydóweczki od Lernerów nazywały, czy ładne były. A ja nie wiem, no nie wiem... - wzdycha Józef Radczuk. A po chwili dodaje: Wiem tylko, że w 1943 Janek Sadowski sprzedał ośmiu Żydów na przechowanie do Uzdowskiego. I że tam było 6 Lernerów.
Gitel Lerner, lat 45, jej pięcioro dzieci w wieku od 13 do 22 lat i dwóch innych mężczyzn uciekło z Komarówki przed wywózką do obozu koncentracyjnego. Schronienie znaleźli w niewielkiej chałupce, niedaleko cmentarza w Przegalinach. Dziś nie ma już tego domu. Nie żyje nikt z rodziny, która ich przygarnęła.
Ale to, co się wtedy wydarzyło, Józef Radczuk pamięta bardzo dobrze.
Zarabiali na Żydach
W nocy rodzina Lernerów zaczynała żyć. Wychodzili na dwór, kąpali się w pobliskiej rzeczce i rozmawiali. Już bez szeptów, normalnym głosem. Oddychali głęboko i szybko, żeby nacieszyć się świeżym powietrzem. Na zapas. Na kolejne godziny pod ziemią.
Inni też tam chodzili się kąpać. Na przykład Józek z kolegami.
- Widziałem ich, widziałem... - przyznaje staruszek. - Każdy widział, kto chciał zobaczyć. Ale nie każdy się do tego przyznał.
Przesłuchiwany przez Urząd Bezpieczeństwa w 1945 roku Radczuk powiedział, że ściągał do chałupy Uzdowskiego rzeczy Lernerów pochowane po różnych domach w Komarówce. Tym mieli płacić za swoje schronienie w Przegalinach. Dostał za to 1000 zł.
Dzisiaj twierdzi, że kto inny zarabiał na Żydach. Na pewno nie on.
Zamordowali Polacy
30 października zostali brutalnie zamordowani.
We wsi mówią, że nie chodziło o to, że Lernerowie byli Żydami. Chodziło o ich pieniądze.
W Żydowskim Instytucie Historycznych znajduje się szczegółowa relacja z przebiegu zabójstwa, którą złożył Icek Lerner po wojnie. Świadczy ona o bestialstwie i okrucieństwie oprawców. Ofiary miały być przed śmiercią torturowane. Umierały w długich męczarniach.
- To wyjątkowo drastyczna zbrodnia - potwierdza Dariusz Libionka, historyk IPN, który zetknął się z tą sprawą. - Na razie nie wiadomo, ile osób jest za nią odpowiedzialnych. Ponad wszelką wątpliwość wiadomo jednak, że Lernerów zamordowali Polacy.
- Poszli do Uzdowskiego, bo myśleli, że w małej chałupce dobrze się ukryją. I pewnie by tak było, gdyby ich Sadowski bandytom nie wydał na śmierć - mówi z przekonaniem Radczuk. - To on odpowiada za ich śmierć.
Dziki człowiek
Kim był Sadowski?
To nazwisko często powraca we wspomnieniach Radczuka. Bandyta, sadysta, dziki człowiek. - Strzelał, jak mu się coś nie podobało. Po wojnie UB się z nim rozprawiło, skazali go na śmierć - ożywia się pan Józef.
Nie ma pewności, czy to ten sam Sadowski, którego skazano na śmierć za mord na Lernerach. W archiwum IPN trwają poszukiwania dokumentów, które mogą to potwierdzić.
- Nawet na mnie się przymierzał do zabicia. Ale ja byłem w Batalionach Chłopskich. Dowódcą karabinu tu byłem. Nikt tu nikogo nie zabił bez mojej wiedzy - podkreśla z dumą.
• A Lernerów zabili bez pana wiedzy?
- No zabili... Ten bandyta Sadowski zabił. Dla rabunku. I już za to odpowiedział.
Pięć czaszek
Za śmierć 8 Żydów ukarano do tej pory śmiercią jednego Polaka.
Zdaniem Ronny'ego Lernera, wnuka Icka i Gitel to jednak nie koniec sprawy. Ronny przyjechał z Izraela i zaczął prowadzić swoje prywatne śledztwo. Uważa, że oprawców było więcej. Chce ich odnaleźć i postawić przed sądem.
Zaczął od poszukiwania szczątków swojej rodziny. Po rozmowie z Radczukiem wskazał róg cmentarza, gdzie miały być zakopane ciała Lernerów. Jednak prace ekshumacyjne na cmentarzu w Przegalinach, prowadzone kilka dni temu, nie przyniosły efektu. Sam Radczuk wypiera się, że wskazywał to miejsce. - Mnie przy tym nie było, nie wiem, gdzie ich zakopano - zastrzega szybko.
- Tamci źle szukali - twierdzi Eugeniusz Zienkiewicz z Przegalin. Do wsi przyjechał po wojnie. Tutaj chodził do szkoły, założył rodzinę. Zna w Przegalinach każdy kamień.
Zienkiewicz prowadzi nas na centralny punkt cmentarza, tuż przy kapliczce: Tu leżą.
Trzydzieści sześć lat temu kościelny-grabarz poprosił chłopców ze szkoły, by wykopali dół pod grób dyrektora ich szkoły. Dzieci dokopały się wtedy do wielkiej sterty kości i pięciu czaszek. - Kościelny kazał nam je szybko wrzucić z powrotem do dołu. Pytaliśmy, skąd tu takie czaszki i kości w jednym miejscu, ale on tłumaczył, że kiedyś był tu cmentarz. Choć nigdy wcześniej nic się o tym nie mówiło. Nigdy też nikt nie odkopał tu żadnych kości, a na cmentarzu wciąż są chowani ludzie - twierdzi Zienkiewicz.
Szepty
Jest też przekonany, że taka ilość kości w jednym dołku nie mogła być przypadkiem. Precyzyjnie wskazuje miejsce, gdzie wraz z innymi uczniami dokopał się do ludzkich szczątków: Pierwszy raz coś takiego widziałem... Nigdy nie zapomnę tego widoku i tego, że żaden dorosły nie chciał o tym mówić. Jedno milczenie.
Czy były inne rodziny, które podzieliły los Lernerów?
Nikt nie chce rozmawiać na ten temat. A wszyscy wiedzą, że w Komarówce i w Przegalinach mieszkało bardzo wielu Żydów, po których słuch zaginął.
Wszyscy pamiętają też o zbrodni dokonanej na Lernerach. - Szeptem się zawsze o tym mówiło, jeden do drugiego... Rodziny tych, co byli w to zamieszani, jeszcze żyją. I każdy się boi zemsty - tłumaczy Henryk Wąsowicz z Przegalin. Podobnie jak Zienkiewicz uczył się w tutejszej szkole. Był też na pogrzebie jej kierownika. Ale o odkopanych kościach, na których miała podobno spocząć jego trumna, nie chce opowiadać. - Pamięć ludzka jest zawodna. Kto wie, jak to było?...
Nikogo nie dziwi, że żadna z majętnych żydowskich rodzin, które przed wojną mieszkały w Komarówce i w Przegalinach nie wróciła w te strony.
- Może zginęli? Może uciekli? - zastanawia się Bogumiła Radczuk, żona Józefa. - Albo gdzieś tam się pożenili i dobrze sobie żyją - wtrąca Józef Radczuk.
Podejrzany
- To była wojna, działy się różne rzeczy - mówi starszy mężczyzna. - Prawdę o tym, co się tutaj zdarzyło, znają dwie, trzy osoby. A może już tylko jedna. I to jest prawda wypaczona przez pamięć, historię, własne sumienie... Po co to dzisiaj ruszać? Na co komu taka prawda?..
Tego dnia, w którym byliśmy w Przegalinach, Efraim Zuroff, dyrektor jerozolimskiego biura Centrum Szymona Wiesenthala zwrócił się do Instytutu Pamięci Narodowej o wszczęcie śledztwa w sprawie mordu ośmiu Żydów: "Chodzi o Józefa R., mieszkającego obecnie w jednej ze wsi na Lubelszczyźnie, podejrzanego o współudział w mordzie ukrywającej się Gitel Lerner, pięciorga jej dzieci i dwóch osób narodowości żydowskiej”.