– Jeśli chcę zrozumieć filozofię architekta, muszę zrozumieć przestrzeń, przeżyć ją – mówi Filip Springer, dziennikarz i pisarz, który m.in. w Lublinie szukał śladów bohatera swojej książki, Oskara Hansena. Dla jednych genialnego, ale niedocenianego architekta wizjonera, dla innych szalonego artysty tworzącego utopijne wizje.
Do czego muszę tu przywyknąć:
Żeby zimą uważać na schodach. Na klatkach nie ma kaloryferów. Jak pada śnieg, to w środku jest lodowisko. (…)
Że jak pada, to na Przyczółku huczy tak jakby lało. Rynny biegną wewnątrz betonowych korytarzy, dźwięk płynącej wody odbija się od ścian. (…)
Że po gości muszę wychodzić na parking albo przystanek. Mówią, że trafią, ale nigdy nie trafiają.**
Każdy jest inny
Filip Springer: Odwiedzałem miejsca związane z biografią i twórczością Hansenów. Jechałem tam i starałem się je przeżyć. Miejsca budziły pytania, pojawiały się niejasności. Odpowiedzi szukałem w życiorysach Hansenów, rozmowach z ludźmi, którzy się z nimi zetknęli.
Najwięcej dały mi podróże do Skandynawii. Podczas jazdy pociągiem na trasie Oslo–Bergen zrozumiałem, jak bardzo Hansen był skandynawski. Ich sposób myślenia o człowieku był zupełnie inny od tego, który mamy teraz. O dostępności do dobrej przestrzeni decyduje dziś zdolność kredytowa. Oni myśleli inaczej: każdemu człowiekowi należy się dobra przestrzeń, pewne minimum.
W katalogu przygotowanym na XII Triennale Sztuki w Mediolanie Oskar Hansen zestawia na samym początku dwie fotografie. Na pierwszej w równych odstępach stoją puszki z sardynkami, na drugiej jest tłum ludzi. Miedzy nimi stawia znak równości, a potem przekreśla go na czerwono.
– Nie istnieje taka rzecz jak "typowa osoba” przeznaczona do "typowego domu” – powtarzają Hansenowie.
W 1958 roku zostaje ogłoszony międzynarodowy konkurs na pomnik upamiętniający ofiary obozu w Oświęcimiu. Zainteresowanie jest ogromne. Napływa 426 projektów 618 twórców z 31 krajów świata. (…) Gdy dochodzi do ponownego głosowania, wynik jest jednoznaczny – wygrywa projekt zespołu Oskar Hansen, Jerzy Jarnuszkiewicz, Julian Pałka.
Założenia zwycięskiej pracy są szokujące. Autorzy nie proponują nic ponad przekreślenie całego terenu obozu szerokim na 60 metrów i długim na kilometr pasem asfaltu. W nim mają zostać zatopione baraki, druty, strażnicze wieże i pozostałości krematoriów.
Filip Springer: To projekt, na przykładzie którego najłatwiej opowiedzieć koncepcję Formy Otwartej. Droga, która po przekątnej przecina cały obóz. Wszystko zostaje poddane działaniu czasu, rozpadnie się, zostanie tylko czarny asfalt. I tylko po nim można chodzić, by nie dotykać przeklętej ziemi. Forma Otwarta to możliwość przeżycia czegoś własnego. Hansen zapraszał do milczenia, chciał stworzyć miejsce na symboliczne gesty. Będziemy pamiętać, ale pójdziemy dalej. Nie trzeba się zatrzymywać.
Filip Springer: Hansen z wielkim niesmakiem wypowiadał się o kolegach architektach, którzy wybierali wolność. A oni mieli poczucie, że muszą odbudować Polskę.
Wiedzieli, że mogą niewiele, bo "nie da się”. Ale i tak mogli więcej niż tak, gdzie musieliby spotkać się z deweloperami – kapitalistami. Nie dogadaliby się. Myślę, że oszacowali ile mieliby wolności tu i tam. Takiego zamówienia na urbanizację całego kraju nigdzie indziej by nie dostał. Linearny System Ciągły – tylko w takim systemie to było możliwe.
Pracując nad tą książką, jeździłem po kraju ze "Źle urodzone” (poprzednia książka F. Springera – red.). Czasami na sali byli sami architekci. Pytałem, czy na swoich studiach słyszeli o Hansenach. Z ponad dwustu rękę podniosło siedmiu.
Pytanie, które zadaję wszystkim. Co z Hansenów zostało w polskiej architekturze do dziś?
Odpowiedź, która powraca jak refren: prawie nic. (…)
W pracowni Zofii i Oskara Hansenów powstało ponad 30 projektów architektonicznych. Pięć doczekało się trwałych realizacji. Rakowiec, os. Słowackiego w Lublinie, Przyczółek Grochowski. Było jeszcze mieszkanie na Sędziowskiej i dom w Szuminie.
Filip Springer: Na osiedlu Słowackiego musi powstać dwa tysiące mieszkań. Architekci próbują je upchnąć w siedemnastu blokach – trzy największe mają po kilkaset metrów długości. To "chińskie mury”. Hansenowie nie chcą, by wielkie ściany upstrzone niezliczonymi oknami przytłaczały mieszkańców. Bloki wiją się więc po osiedlu meandrami.
(...) Lokatorom swoich domów proponują, by sami zaprojektowali układ ścian wewnętrznych w mieszkaniach. Chętnych jest niewielu.
Trudno mieć pretensje do ludzi o to, że nie znają założeń Formy Otwartej. Oni chcą w spokoju mieszkać. Wcale nie uważam, że o osiedlu trzeba opowiadać. Osiedle nie jest do tłumaczenia, ale do mieszkania.
Reporterzy "Współczesności” w miejscowym maglu słyszą narzekania na ciemne kuchnie, ciasne pokoje, "szare, więzienne bloki” i placyki zabaw, które zdaniem zatroskanych matek wyglądają jak osłony przeciwatomowe. Listę zarzutów zamyka kioskarka: "Proszę pana, góry zrównać i na płaskim budować. To by dopiero było ładnie. Człowiek by się nie męczył”.
Filip Springer: Hansenowie tworzyli ramę, którą człowiek wypełni swoją aktywnością. I człowiek ją wypełniał: kratami, murami i blachą falistą. Jeden z lubelskich architektów mówił mi, że znając ułańską fantazję Polaków, stara się zostawić jak najmniej do wypełnienia. Bo pojawi się dykta i sznurek.
Patrzę z przerażeniem, jak nie burząc niczego można zniszczyć unikatowość architektury. Oryginalne place zabaw zastąpić chińską tandetą, alejki pokryć żółtą kostką. Na targowisku stało się dokładnie to, co chciał Hansen: ludzie wypełnili go swoją aktywnością.
To targowisko jest królestwem dzikiej prowizorki. Kilometry sznurka, hektary folii, taśma klejąca, dykta, blacha, drut, tektura, papier plastik. Woda z dołu i woda z góry, bo to wszystko nieszczelne, dziurawe i byle jakie. Po każdym większym wietrze folia rwie się, a jej strzępy roznosi po osiedlu wiatr. Oto jest życie, spontaniczna działalność człowieka w przestrzeni oddanej mu przez architekta we władanie. O to chodziło?
* Wypowiedzi Filipa Spingera ze spotkania autorskiego w siedzibie Lubelskiego Towarzystwa Zachęty.
** Fragmenty książki "Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach”, wydawnictwo Karakter