Jacek Mirosław, wieloletni fotoreporter lubelskich mediów, kilkakrotnie fotografował piasecki jarmark.
- Pierwsi handlarze zjawiali się już o świcie - mówi Jacek Mirosław. - Rano cały plac był pełen furmanek, z których sprzedawano nie tylko paszę, ale można było tu kupić w zasadzie wszystko, co było przydatne w gospodarstwie. Największy ruch panował jednak na końskim targu. To był prawdziwy folklor. Sprzedający zazwyczaj głośno zachwalał swojego konia, zapewniając że nie jest narowisty i że jest silny. W tym celu zaprzęgał go na przykład do wozu wypełnionym węglem, który ugrzązł w błocie i zmuszał go do ciągnięcia wozu. Po udanej transakcji sprzedający i kupujący przybijali „piątkę” i opijali transakcję na placu albo szli do pobliskiej restauracji.