Kazimierz Wojtasik razem z rodziną przekazał dary dla papieża. Ojciec Andrzej Derdziuk z rąk Jana Pawła II przyjął święcenia kapłańskie. Tak było 25 lat temu. W sobotę pielgrzymi znowu modlili się w miejscu, gdzie był Ojciec Święty.
Prof. dr hab. Andrzej Derdziuk OFMCap. z Wydziału Teologii KUL, który otrzymał święcenia kapłańskie z rąk Jana Pawła II 9 czerwca 1987 r. w Lublinie, razem z 49 innymi diakonami z całej Polski.
To, co pozostaje mi do dzisiaj to oczywiście sakrament kapłaństwa, ale także niezapomniane wrażenia z samej liturgii. W pamięci utkwiła mi modlitewna postawa Jana Pawła II, jego skupienie, żarliwość i miłość. Pamiętam również jego słowa, zwłaszcza te, które mówiły o konieczności współpracy z ludźmi świeckimi, a także o tym, aby być czytelnym i odważnym znakiem w świecie, który wymaga świadków na miarę prymasa Stefana Wyszyńskiego czy ks. Jerzego Popiełuszki. Trzecie, to bardzo specyficzne doświadczenie.
Podczas uroczystości miałem założone sandały na bose stopy. Kiedy staliśmy w rzędzie papież podchodził do każdego z nas i pytał. Skąd jesteś? Odparłem, że jestem kapucynem z Prowincji Warszawskiej. Wówczas Ojciec Święty odpowiedział, że domyślał się, że jestem kapucynem. Wtedy też uświadomiłem sobie, że w tym milionowym tłumie nie byłem dla niego jakimś niewidocznym pionkiem, że mnie zauważył. Dla mnie był to znak, jak to kiedyś określiłem, że papież nie widział lasu tylko każde drzewo. To doświadczenie owocuje w moim życiu. Czuję się szczególnym dłużnikiem Jana Pawła II.
Prowadzę zarówno zajęcia, jak i wykłady z jego nauczania. Promuję magisteria i doktoraty. Przez 6 lat, 16 dnia każdego miesiąca prowadziłem apele papieskie. Rozważaliśmy nauczanie papieża, odkrywając nieustannie jego aktualność w danej historycznej chwili Polski.
Kazimierz Wojtasik 25 lat temu razem z żoną i pięciorgiem dzieci niósł dary dla Ojca Świętego podczas uroczystości na Czubach.
O tym, że zostaliśmy wybrani dowiedzieliśmy się zaledwie kilka dni wcześniej. Oboje z żoną pracowaliśmy na KUL i reprezentowaliśmy wspólnotę neokatechumenalną. Mieliśmy przekazać kolektę (to zbiórka funduszy na określony cel – red.). Na miejscu byliśmy kilka godzin wcześniej. Ja niosłem artystyczną szkatułę. Nie było w niej pieniędzy, bo wcześniej wszystko było dokładnie sprawdzane.
Miałem przy sobie kartkę z czerpanego papieru, na której znalazła się informacja, że jest to dar serca od wspólnoty w takiej a takiej wysokości i że pieniądze zostały złożone w depozycie u arcybiskupa Bolesława Pylaka. Nie pamiętam, jaka było to suma, ale na pewno była to duża kwota. Ojciec Święty zdecydował, że zebrane pieniądze zostaną przekazane na dom samotnej matki w Lublinie.
Z kolei nasze dzieci miały księgę darów duchowych od dzieci z Lublina z rysunkami i laurkami. Stres był, ale w takim sensie, że funkcjonariusze BOR ustawili nas w dwójki. My zaś chcieliśmy iść całą rodziną. Ostatecznie wyszło na nasze. Papież długo z nami rozmawiał, pytał o nasze imiona i każdego z osobna pobłogosławił. Wszyscy przeżywaliśmy to wydarzenie jako doniosłą chwilę. Mamy z Ojcem Świętym pamiątkowe zdjęcie. Jest w albumie. Sięgamy po nie w trudnych chwilach.
Maria Wiśnioch, ówczesny pracownik Muzeum na Majdanku i przewodnik PTTK, która wspólnie z innymi przewodnikami PTTK pomagała w pracy zagranicznym dziennikarzom.
Do tej pory przechowuję kartkę, na której jest rozpisany harmonogram naszej pracy 9 czerwca 1987 r. Godziny pracy 6.30–22. O godz. 7 był zaplanowany odjazd autokarem z dworca i przewiezienie dziennikarzy na teren byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku. Na godz. 7.30–7.40 uroczystości na Majdanku. Zaś o godz. 9.30 modlitwa Ojca Świętego, wydaje mi się, że tak właśnie było. Mówi się, że papież był człowiekiem modlitwy i ta modlitwa na terenie byłego obozu rzeczywiście trwała dość długo. Zapewne Ojciec Święty modlił się za ofiary Majdanka. Później Jan Paweł II wpisał się do księgi pamiątkowej. Napisał "Dusze Sprawiedliwych żyją w Panu”.
Z kolei podczas uroczystości na Czubach był wydzielony sektor dziennikarski. Pamiętam, że była tam sieć telefoniczna, bo niektórzy dziennikarze kontaktowali się z centrum prasowym, które mieściło się w Nocie przy ul. Skłodowskiej (Lubelski Dom Technika – red.) i na bieżąco relacjonowali, co się dzieje. To było duże wzruszenie i przeżycie.
Zdzisław Badio, były więzień obozu koncentracyjnego na Majdanku. Wspólnie z innymi więźniami uczestniczył w spotkaniu z papieżem.
Kiedy dotarła do nas informacja, że Ojciec Święty będzie na terenie muzeum na Majdanku chcieliśmy się do tego, jako Towarzystwo Opieki nad Majdankiem, starannie przygotować. Bardzo to przeżywaliśmy. Na cześć papieża został wybity medal. Z jednej strony zostało ukazane mauzoleum na Majdanku, z drugiej postać papieża i napis "Wielkiemu Człowiekowi Janowi Pawłowi II Towarzystwo Opieki na Majdankiem”.
Myśleliśmy, że będziemy mogli się z nim spotkać i porozmawiać. Później okazało się, że nic z tego nie będzie, że może być tylko nasz przedstawiciel, który będzie mógł wręczyć kwiaty papieżowi. Wtedy miny nam zrzedły, ale trzeba było się z tym pogodzić. Wybraliśmy naszą koleżankę, nieżyjącą już Wandę Ossowską. Po przekazaniu kwiatów papieżowi miała się wycofać. Nie wytrzymała i zaczęła rozmawiać z Ojcem Świętym. Papież zobowiązał nas do pewnych rzeczy, żebyśmy byli świadkami tamtych wydarzeń. I to w was zostało. Staramy się spotykać z młodzieżą. To nie jest jednak łatwe, choć z czasem już lżej przychodzi mi opowiadać o obozie. Wciąż są takie momenty, kiedy coś ściska mnie w środku.