Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

16 kwietnia 2016 r.
15:39

Walę z wolnej rury, kopię, podszczypuję i kłuję. Rozmowa z Jarosławem Koziarą

Jarosław Koziara (fot. Dorota Awiorko)
Jarosław Koziara (fot. Dorota Awiorko)

Rozmowa z Jarosławem Koziarą, laureatem Nagrody Artystycznej Miasta Lublin za 2015 rok.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

• Gratuluję nagrody.

- Dziękuję.

• Na co ją wydasz?

- Nie wiem, nie myślałem jeszcze o tym. Może spłacę parę długów?

• Tu stypendium, tu nagroda i jeszcze te albumy sprzedajesz za stówkę… Niektórzy zastanawiają się, ile zarobiłeś na Kocie.

- Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi ma z tym problem. Ale to na szczęście jest ich problem, nie mój. Każdy może aplikować o stypendium. To wolny kraj. Ja mam tę przyjemność, że nie jestem w żadnym układzie. Ani familijnym, ani towarzyskim. Walę z wolnej rury i jeszcze co niektórych kopię, lekko podszczypuję czy kłuję. Bez żadnego lizania dupy.

• Czyli da się i tak w tym mieście?

- Jak widać tak. Fakt, że te moje starania zajęły mi więcej niż ćwierć wieku. Po ćwierć wieku z okładem ktoś to zauważył, że wyrasta to ponad przeciętność. I nie jest to dziełem zrządzenia losu czy jakiegoś przypadku. Mam w tej kwestii spokojne sumienie.

• Na gali rozdania nagród przyznałeś, że nie jesteś przesadnie zdolny.

- Na dobrą sprawę to ja nic nie robię, tylko oddaję robotę innym. Wykorzystuję ich umiejętności i zgarniam za to kasę. Ostatnio oglądałem film o Stevie Jobsie. On też nie był przesadnie zdolny, ale potrafił zorganizować sobie team i miał sporą dozę determinacji. Nawet jak go wywalili z roboty, to i tak potrafił się w tym wszystkim odnaleźć. Stawiał na jakość swojej pracy i był w tym świecie osamotniony. Widzę tutaj bratnią duszę.

• Rok wcześniej też dostałeś stypendium od miasta: na landarty na lotnisku w Świdniku. Powstało tylko demo bo trzeba wszystko równo kosić ze względu na żyjące tam susły.

- Zajmuję się landartem, mam wielki szacunek do przyrody. Nigdy nie chciałem jej dewastować czy gwałcić, wręcz przeciwnie. Myślę, że to była kwestia nieporozumienia. Braku chęci współpracy i lęku przed nieznanym. Zaproponowałem coś absolutnie niestandardowego, coś co w tydzień obiegło cały świat, ale oni jeszcze tego nie pojęli marketingowo.

Wciąż jestem w stanie się z tymi susłami dogadać, ale nie chciałbym robić czegoś wbrew woli innych. Może zaproponuję to z okazji 700-lecia Lublina? Tych, co przylecą samolotem, mogłoby witać i żegnać jakieś niebywałe zjawisko. Coś, co przekracza granice pewnych standardów, jest znakomitym materiałem marketingowym. Zrobiłem demo i teraz czekam na grono lobbystów, którzy chcieliby w to pójść.

• Co jeszcze planujesz na obchody 700-lecia?

- Bardzo chętnie zrobię też scenografię do jakiegoś koncertu, który z tej okazji gdzieś w mieście się wydarzy. Ale jakoś specjalnie się jeszcze do tego nie przymierzałem. Ten Koci album też jest doskonałym gadżetem, takim obiektem na wynos. Myślę, że ci very important persons mogliby być taką książką obdarowani.

• Ile miasto ma albumów?

- Miasto dostało 50. 50 kolejnych sobie dokupiło.

• Dużo ci ich jeszcze zostało?

- Połowę z tysiąca nakładu. Teraz wybieram się do Europejskiej Stolicy Kultury na Światową Stolicę Książki UNESCO. Dobre miejsce na wklejenie się z tym albumem. Zresztą wysłałem ją też na konkurs Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Mam nadzieję, że jakoś tam zostanie zauważona. Zresztą już została w kręgach wydawców i księgarzy. Inna sprawa, że ja nie mam potrzeby, żeby cały nakład sprzedać natychmiast.

• Rodzinie, najbliższym Kota książka się podobała?

- Wszyscy są zachwyceni. I jedna strona, i druga, bo tam jest dwóch braci. Nikt nie wyświetlił się z jakimiś pretensjami. A w umowie jest zapisane, że za prawa autorskie dostali 10 proc. nakładu, plus to, co jeszcze zapłaciłem.

• A co z ideą „memento-elewacji” na kamienicy przy Grodzkiej 17?

- Usiłuję od paru miesięcy spotkać się z właścicielką kamienicy. To trudne, bo ciągle jest w podróży. Myślę, że dojdzie do tego w przyszłym tygodniu.

• Nowy konserwator zabytków się zgadza?

- Mając błogosławieństwo właścicielki mogę kontynuować prace z nowym konserwatorem.

• Dziś jest „za” czy „przeciw”?

- Nie wiem. On obecnie jest w fazie adaptowania się do nowej funkcji. Dałem mu szansę, by się przyzwyczaił, nie spieszę się z wizytą. Jest jeszcze plan B, czyli tzw. czasowy fresk czy sgraffito, który z czasem się uprawomocnia. To jedna z furtek.

• Ile kosztuje elewacja z sgraffito?

- Reasearch zrobił właściciel kamienicy, nie ja. Określił to na 100 tysięcy złotych z okładem.

• Stać go na to?

- Nie będę wypowiadać się za niego, ale myślę, że częściowo tak. Gdyby to było wespół z budżetem 700-letniego miasta, to jest na to szansa. Ja sam tego nie ufunduję. A w interesie miasta jest to przecież działanie uzasadnione. Nie tylko artystycznie, ale i marketingowo.

Zdjęcia landartu na trawiastym lotnisku w Świdniku obiegły cały świat. To jedyne, co pozostało z ambitnych planów nietypowej promocji miasta i województwa. Landarty skoszono ze względu na ochronę susłów perełkowanych. - Trawa powinna mieć od 5 do 10 cm, by suseł mógł ukryć się przed drapieżnikami i spokojnie żerować - tłumaczył Paweł Duklewski, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie. Choć landart na lotnisku miał bardzo krótkie życie, jego zdjęcia obiegły cały świat. Pisały o nim m.in. Los Angeles Times, Al Jazeera, portale internetowe z Brazylii czy Meksyku

• Nie dostaliście ministerialnej dotacji na 6. Landart Festiwal. Ale impreza się odbędzie?

- Jak widać sytuacja polityczna jest bardzo dynamiczna. Co prawda nasza działalność o takową nie zahacza, ale tu pewnie chodzi o strefę wpływów. Festiwal będzie. To tylko kwestia rozmachu, zubożenia programu. Jesteśmy obecnie w zawansowanej fazie poszukiwania inwestorów prywatnych. Dostajemy też pieniądze z Urzędu Marszałkowskiego.

Jak się okazało, marginalny festiwal, gdzieś na prowincji, ma ogromną siłę rażenia. Jest o nim głośno, płyną zgłoszenia z różnych stron świata. Myślę, że to ma sens. I przede wszystkim, udaje się zrobić już 6. edycję, gdy większość analogicznych imprez nie przetrwało jednego, dwóch wydań. Jesteśmy jedyni w Polsce i przez to najlepsi :)

• Kto może się zgłosić? Bo już nie tylko artyści specjalizujący się w landartach.

- Rozszerzyliśmy formułę o sztuki wizualne i artystów, którzy dedykują pracę festiwalowi. Hasłem przewodnim tej edycji jest „dom”. To bardzo aktualne w dzisiejszych czasach. Poszukiwanie domu, jego wygody, czy gniazda, matecznika jest tematem bardzo szerokim, do którego można podejść i za pomocą aparatu fotograficznego i za pomocą łopaty.

• Wydajesz też płyty.

- Oprócz działalności artystycznej, mam działalność wydawniczą, działalność gospodarczą, uczę studentów. Wielofunkcyjność. Gdy zaszła potrzeba wydania płyty Marka Dyjaka, założyłem wydawnictwo i ją wydałem. Jeśli trzeba było wydać książkę, to założyłem wydawnictwo książkowe. Narzekanie na zrządzenia losu mnie nie dotyczy. Staram się ten los jakoś zaganiać i praktycznie robię, co chce. Może to nie jest takie proste, wymaga determinacji w działaniu, ale jakoś się udaje. Powiem ci, że nigdy nie szukałem roboty. Wszystko działa na zasadzie domina, jedna sytuacja prowokuje drugą, piąta szóstą, a szósta siódmą. To wszystko dzieje się samo. Koło zamachowe zostało rozpędzone kilkadziesiąt lat temu i wciąż zapierdala.

Wszędzie zostawiał po sobie ślad: grafiki, exiblirisy, art-żarty. Ale monograficznego albumu Andrzej Kot doczekał się dopiero po śmierci. Premiera albumu „Ot Kot” miała miejsce 17 lutego, w pierwszą rocznicę śmierci artysty

• Myślałeś kiedykolwiek, by się wyprowadzić z Lublina?

- Tak, na samym początku. Miałem wtedy takie przebłyski. Mimo że świadomie się tu osiedliłem. Kończyłem szkołę w ‘93 roku w Warszawie. To były czasy, gdy wszystko ulegało przemianie. Tworzyły się agencje reklamowe, które chłonęły jak gąbka wszystkich kreatywnych ludzi, a ja do takowych należałem. Poszedłem do jednej, jednej z lepszych na świecie – Saatchi&Saatchi. Zostawiłem portfolio. Z nikim nie pogadałem, bo tego kogoś nie było, więc poszedłem do kina. Jak wróciłem, to oni już moje portfolio obejrzeli. Sekretarka powiedziała, że to za bardzo agresywne. Obraziłem się wtedy. – Mam was w dupie – pomyślałem i już nigdy więcej do żadnej agencji nie poszedłem.

• Jak wylądowałeś w Lublinie?

- Przyjechałem tutaj z okazji Technikum Pszczelarskiego. Chcący czy niechcący jadąc do Pszczelej Woli trzeba przejechać przez Lublin. Jak już mnie zaczęli wyrzucać z tego internatu, to w końcu wylądowałem na stancji w Lublinie. Później zacząłem tutaj studia. Pierwszy rysunek postaci w dużym formacie robiłem na egzaminach wstępnych na Wychowanie Artystyczne. Wtedy zobaczyłem, że nie ma bidy, że nie jestem taki beznadziejny. Zobaczyłem, że ludzie naprawdę nie potrafią rysować. Nie zdałem tego egzaminu i nie mam tutaj do nikogo żalu. Na następny rok, żeby nie iść do wojska i mieszkać w akademiku, przytuliłem się do Akademii Rolniczej. Sławomirowi Mieleszce, który był tam wtedy dziekanem, ze dwa razy umyłem trabanta, żeby mi pozwolił przychodzić do pracowni i uczyć się rysunku. Później zdałem te egzaminy, ale po roku zacząłem już myśleć o innej uczelni. Zdawałem do Gdańska, za dwa lata do Poznania, za trzy do Warszawy. Nazdawałem się jak głupi. Jak w końcu dostałem się na ASP w Warszawie, to już nie miałem czasu, by chodzić do szkoły. Chcieli mnie nawet parę razy za nieobecność wyrzucić. Ale jakoś skończyłem. I praktycznie dwadzieścia parę lat nie wyjmowałem dyplomu. Działam artystycznie, ale bez papierów.

• A kiedy przyszedł ten moment?

- Kiedy się zatrudniałem jako wykładowca na UMCS.

• Jak oceniasz dzisiejszych studentów? Wy byliście inni?

- Zdecydowanie. Ja nie byłem tak bardzo przyzoomowany do szkoły. Robiłem swoje rzeczy, całe życie szukałem wolności. Nie specjalnie liczyłem na to, że ktoś mi do łba nałoży mądrości. Byłem bardzo ciekawy świata i ten świat doświadczałem na wszystkie możliwe sposoby. Za jakieś drobne pieniądze jeździłem po wystawach w Europie, później po wszystkich kontynentach. To coś, co naprawdę rozszerza horyzonty. Doświadczanie świata dużo daje, wręcz jest koniecznie. Nie ukrywam, że pobyt na jednej imprezie w Singapurze w jakimś sensie zdeterminował dalsze moje działania.

• Co to była za impreza?

- Widziałem przygotowania do chińskiego święta lampionów. Ta ekspansja koloru, landrynowego, kiczowatego, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jakoś tak mnie zaczarowała, że zostało mi to do końca życia. Wróciłem i zacząłem ten ordynarny kolor wprowadzać do teatru, do scenografii. Nasza rzeczywistość zawsze była pod presją liszaja w wydaniu np. Szajny. Dramatycznych faktur, szaroburych rzeczy. Teatr był z tego znany, że nic tam w czystej barwie nie może zaistnieć, musi być przetarte.

- Nie chodzi o to, by każdemu lubelskiemu artyście dedykować kamienicę, ale ktoś taki jak Kot zdarza się raz na 700 lat - przekonuje Koziara. Nie chodzi o kamienicę, w której mieszkał artysta (Grodzka 19 jest po remoncie, mieści się tam Hotel Waxman), ale o sąsiednią: Grodzką 17. Technika sgraffito polega na położeniu warstw tynku w różnych kolorach i zeskrobywaniu górnej warstwy tak, by powstał wzór. Takie elewacje ma Hotel Alter czy pub U Szewca

• Antyhotel to pomysł twój czy żony, Ewy?

- To była wspólna koncepcja. Wróciłem z Warszawy do Lublina z kilku powodów. Po pierwszym kontakcie zraziłem się do agencji reklamowych, koszty funkcjonowania w Lublinie są radykalnie mniejsze, wydawało mi się też, że struktura miejska jest bardziej przyjazna. Wtedy jeszcze, na początku lat 90., Stare Miasto było odwrócone do miasta. Ludzie bali się tu przychodzić. A ja wiedziałem z moich podróży po świecie, że starówki są wszędzie zarezerwowane dla elit. Tam są najdroższe mieszkania, na które mało kogo stać. A u nas było dokładnie odwrotnie. Miałem na tyle wyobraźni, żeby przewidzieć, że to się zmieni. Wtedy były trzy knajpy, teraz jest ponad 50, a Stare Miasto zrobiło się chlubą Lublina.

Kupiłem mieszkanie za połowę tego co musiałbym zapłacić na Czechowie. Zrobiłem radykalny remont i stałem się staromiejskim Aborygenem. Nigdy od tutejszych mieszkańców nie spotkało mnie nic złego, szybko się tu zaadaptowałem. Tylko podczas parapetówy nas okradli. Taki rodzaj inicjacji. Później sąsiadka się wyprowadzała, poprosiła by kupić od niej mieszkanie, więc wziąłem kredyt. Pojawiła się dodatkowa przestrzeń i wpadliśmy na pomysł otworzenia minihoteliku. Dla przyjaciół znajomych. Głównie to takie artystowskie rozdanie, przyjeżdżają ludzie na koncerty, występy.

• Czyli na booking.com was nie znajdziesz?

- Nie, ale na nocowanie.pl już tak. Oprócz tego marketing szeptany. Ludzie wracają, jakoś się kręci.

• Są tacy goście, na których więcej się nie zgodzisz?

- Jednostki. Na przestrzeni dziesięciu lat to może dwie-trzy osoby.

• Za co?

- Do mikrofonu?

• Do mikrofonu.

- Za niemoralne prowadzenie się.

• Z czego jesteś najbardziej dumny?

- Nie robię rankingu swoich dokonań. Tego jest ogromnie dużo. Każdego roku kilkadziesiąt mniejszych i większych aktywności. Narobiło się tego cała furmanka. Wydaje się, że czegoś nie mogę zrobić lepiej, a okazuje się, że jednak tak. Pojawiają się nowe pomysły, wyzwania. To ciągłe przekraczanie swoich możliwości.

Mam taki plan, by zrobić na łące w Janowcu wielki patchwork z tych wszystkich scenografii z kilkunastu lat. Oczywiście nie wszystkie rzeczy przetrwały, wiele porozdawałem, coś poginęło.

Co mnie kręci to właśnie ten king size, rozmiar totalny. Dążę do tego, by moje prace nie były elitarne, ale były w stanie oszołomić każdego. Myślę, że wiele razy mi się to udało. Zrobić coś, co swoją skalą jest w stanie zawładnąć zmysłami. Nie musi mieć przesadnie intelektualnego podtekstu, ale robić wrażenie. I przez to na chwilę przenosić do innej rzeczywistości.

W to wkłada się bardzo dużo pracy, wiele energii i po wszystkim takie kilkusekundowe chwile satysfakcji. To zasadniczy powód dla którego to robię. Sprawia mi to satysfakcję i jeszcze na tym zarabiam. To mało popularna działalność, że się robi co się lubi. Mam jeszcze umiejętność narzucania swojej woli, niedopasowywania się do innych. Niektórzy mają z tym problem.

• Potrafisz przekonać.

- Albo mogę zrezygnować. Zadeklarowałem się kiedyś jako terrorysta. Zrobiłem sobie nawet takie wizytówki. W rubryce zawód wykonywany było napisane „terrorysta”. To dawało sygnał, że nie negocjujemy i nie bierzemy jeńców.

• Tego właśnie uczysz swoich studentów?

- Uczę ich eksperymentu. Tego, by nie myśleli szablonem. Ja na przykład nie pracuję na komputerze i dlatego często muszę szukać alternatywnych rozwiązań. Komputer stwarza miliony różnych wariacji, ale w pewnym sensie jest ograniczony. Duża część moich projektów oddawana jest naturze, przypadkowi, czemuś co jest ode mnie niezależne. Często właśnie dzięki temu mam szansę zrobić kolejne przekroczenie.

Jestem na uczelni, więc muszę przerabiać stopnie naukowe. Pracę doktorską myślę by zrobić o tym, że jesteśmy częścią natury. Nie można się wyalienować, być poza. Nie ma czegoś takiego jak indywidualność, która wzięła się znikąd. Jesteśmy wypadkową swoich doświadczeń. I jeśli ja robię jakiś obiekt na lotnisku, to wrzucam go w zastaną rzeczywistość. Integralną częścią tej pracy jest wszystko dookoła. Praca rolnika, mechanika, który dłubie przy samolocie, słońce, czy jego brak słońca. Może to bliskie filozofii buddyjskiej, gdzie jesteśmy elementem składowym większej całości. Musimy mieć świadomość, że możemy na nią wpływać, konstruktywnie czy destruktywnie, ale nie możemy się od niej w żaden sposób uwolnić.

Od strony katedry halki, dalej kolorowe letnie sukienki, na końcu suknie wizytowe i balowe. Tak ubrana u. Żmigród była hitem zeszłorocznej Nocy Kultury. Kilkaset nietypowych lampionów na ulicy zawiesili Jarosław Koziara i Niezależna Grupa Projektowa Piękno Panie

Pozostałe informacje

Jarosław Niemiec - związkowiec podczas strajku głodowego

Jak będzie przyszłość górników z Bogdanki? Jutro zaczyna pracę specjalny zespół

Jutro, 17 lutego, zacznie pracę powołany w ubiegłym tygodniu Zespołu ds. transformacji regionów. Chodzi o przyszłość górników z Bogdanki, ale także energetyków z Połańca czy Kozienic. Tymczasem zarząd kopalni poinformował rekordowym odpisie w wysokości 1 miliarda 249 mln zł.

Padwa Zamość wygrała w Legnicy 35:34

Padwa Zamość wygrała w Legnicy, AZS AWF gorszy od Stali Mielec

Nasze drużyny po wielu tygodniach przerwy w końcu wróciły do walki o punkty. KPR Padwa Zamość pokonała Siódemkę Miedź Huras Legnica. AZS AWF Biała Podlaska nie dał za to rady Handball Stali Mielec.

Domicjan Grabowski to puławianin, artysta, twórca grafik nawiązujących symboli miejskich, autor map oraz krytyk estetyki przestrzeni publicznej

"Żeby Puławy były bardziej puławskie"

Twórca najbardziej znanej, autorskiej mapy powiatu puławskiego nie spoczywa na laurach. O jego nowych projektach, miejskiej przestrzeni, architekturze, puławskich muralach, grafice oraz powodach wyrzucenia go z jednej z grup na facebooku rozmawiamy z młodym artystą, Domicjanem Grabowskim.

Przed nami chłodna noc. IMGW ostrzega przed mrozem

Przed nami chłodna noc. IMGW ostrzega przed mrozem

Nawet do minus 15 stopni może miejscami spaść temperatura powietrza na Lubelszczyźnie w ciągu najbliższej doby. Ostrzeżenia przed mrozem dla ośmiu powiatów wydał Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej.

Zapowiadają konkurs na dyrektora Muzeum Nadwiślańskiego

Zapowiadają konkurs na dyrektora Muzeum Nadwiślańskiego

Zarząd województwa lubelskiego jeszcze w lutym ma zamiar ogłosić konkurs na dyrektora kazimierskiego muzeum. Od lata zeszłego roku pełniącą obowiązki dyrektora tej placówki pozostaje była starosta puławska, Danuta Smaga.

Fiesta Latina
foto
galeria

Fiesta Latina

Gorące latynoskie rytmy i atmosfera przyciągają Was co tydzień do El Cubano. Sobotni wieczór jest do tego najlepszą okazją. Zobaczcie, co się działo w ostatni weekend w El Cubano.

Młodzi lekarze uczą się leczyć urazy głowy. Na prawdziwych preparatach
zdrowie

Młodzi lekarze uczą się leczyć urazy głowy. Na prawdziwych preparatach

Będą lepiej diagnozować, szybciej interweniować i skuteczniej leczyć urazy czaszkowo-mózgowe. Na Uniwersytecie Medycznym trwa szkolenie „Neuro - Trauma Days”.

Wypadek na obwodnicy Lubartowa. Poszkodowana zabrana do szpitala

Wypadek na obwodnicy Lubartowa. Poszkodowana zabrana do szpitala

Dzisiaj przed godz. 11 na obwodnicy Lubartowa, drodze krajowej nr 19, zderzyły się dwa samochody. Na miejsce wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Utrudnienia w ruchu potrwają kilka godzin.

Do dobrej zabawy nie jest potrzebny alkohol. Tak się bawią na Balu Młodych
ZDJĘCIA
galeria

Do dobrej zabawy nie jest potrzebny alkohol. Tak się bawią na Balu Młodych

To nie jest typowy bal karnawałowy, ale cieszy się dużym zainteresowaniem. Już po raz 29. katolicy bawili się na Balu Młodych.

Narkotyki w Radzyniu i okolicach. Zatrzymano cztery młode osoby
galeria

Narkotyki w Radzyniu i okolicach. Zatrzymano cztery młode osoby

Amfetamina, mefedron, marihuana i niemal 1400 tabletek MDMA - łącznie ponad 1,5 kilograma narkotyków policjanci znaleźli u mieszkańców powiatu radzyńskiego. Zatrzymane osoby mają od 18 do 25 lat. Najbliższe miesiące spędzą za kratkami.

Skoki narciarskie. Stoch wrócił na Sapporo, najlepszy był Kobayashi

Skoki narciarskie. Stoch wrócił na Sapporo, najlepszy był Kobayashi

W miniony weekend Puchar Świata gościł w japońskim Sapporo, a na skoczni królował reprezentant gospodarzy – Ryoyu Kobayashi

Studniówka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. C.K. Norwida w Lublinie
zdjęcia
galeria

Studniówka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. C.K. Norwida w Lublinie

W sobotę, 15 lutego, na studniówce bawiły się ostatnie klasy Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. C.K. Norwida przy ul. Muzycznej w Lublinie. W odróżnieniu od większości szkół średnich, które swoje bale najczęściej organizują w hotelach i salach weselnych, "Plastyk" postawił na tradycję.

Urodzinowy weekend
foto
galeria

Urodzinowy weekend

Naprawdę trudno w to uwierzyć, ale Helium Club jest z nami już 10 lat. Jeden z najpopularniejszych klubów w Lublinie obchodził swoje urodziny. Impreza odbyła się w myśl zasady albo grubo albo wcale. Faktycznie tak było, co można zobaczyć w naszej fotogalerii. Zobaczcie, jak się bawił Lublin.

Przemysłowy Lublin w dobie PRL. Zobacz jak wyglądały lubelskie fabryki
historia, zdjęcia
galeria

Przemysłowy Lublin w dobie PRL. Zobacz jak wyglądały lubelskie fabryki

W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej Lublin był jednym z liczących się ośrodków przemysłowych w ówczesnej Polsce. W mieście powstały nowe zakłady przemysłowe i fabryki: Fabryka Samochodów Ciężarowych, Zakłady Metalurgiczne „Ursus”, Lubelskie Fabryki Wag czy Lubelska Fabryka Maszyn Rolniczych.

Piłkarze Motoru w dwóch wiosennych kolejkach zapisali na swoim koncie tylko punkt. Ostatnio przegrali w Kielcach 0:1

Motor kontra Jagiellonia. Beniaminek sprawdzi formę mistrza

Po meczach z rywalami znajdującymi się w strefie spadkowej czas na zupełnie inne spotkanie. W niedzielę o godz. 17.30 Motor Lublin zmierzy się na wyjeździe z mistrzem Polski – Jagiellonią Białystok. Transmisja tradycyjnie na Canal+ Sport 3.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium