Choć od katastrofy minęło prawie ćwierć wieku Czarnobyl do dziś budzi emocje. Kojarzy nam się z gorzkim smakiem płynu Lugola, relacjami z opuszczonego w pośpiechu miasta, wstrząsającymi fotografiami niepełnosprawnych dzieci. – To mity – coraz głośniej mówią o katastrofie naukowcy.
Godzina zero
27 kwietnia 1986 roku między godz. 13, a 16 ponad tysiąc autobusów ewakuuje26 tysięcy mieszkańców Prypeci. Mają wrócić za trzy dni, więc biorą tylko to, co najbardziej potrzebne. Nie wracają nigdy.
28 kwietnia o godz. 7 rano stacja monitoringu radiacyjnego w Mikołajkach zarejestruje 550 tys. razy większą radioaktywność izotopów promieniotwórczych w powietrzu. Po godz. 10.00 Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR) ogłasza alarm.
Tego samego dnia w nocy na spotkaniu w Komitecie Centralnym PZPR zapadają najważniejsze decyzje: dzieciom podać płyn Lugola i wstrzymać wypas bydła na łąkach. Zaleca też picie mleka w proszku i ograniczenie jedzenia świeżych owoców i warzyw. Ale oficjalnego komunikatu o skażeniu radioaktywnym nadal nie ma. Jednak nie zamknięto szkół, nie odwołano pochodów pierwszomajowych.
Życie za Lugola
Płyn Lugola to wodny roztwór jodku potasu i jodu, który zapobiega kumulowaniu się w tarczycy dzieci radioaktywnego izotopu. – Dorośli nie powinni w ogóle Lugola pić, bo mógł im zaburzyć pracę gruczołu. Ale sama widziałam, jak jeden z panów wypił kieliszek jeszcze w aptece. Nikt wtedy ludzi nie informował o tym dlaczego mają brać to, a nie co innego – wspomina farmaceutka.
Jan Kondratowicz – Kucewicz z Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej miał wówczas dyżur. – Ludzie dzwonili do szpitala, pytali co mają robi, oczekiwali od nas wyjaśnień. Pamiętam, że usiłowałem się skontaktować z lekarzem dyżurnym województwa i kraju. Usłyszałem, że nic się nie dzieje, że to pogłoski i trzeba zachować spokój.
Śmierć czy propaganda?
Ubiegłoroczny raport Forum Czarnobylskiego (z 2004 roku) ocenia, że spośród milionów ludzi wystawionych na działanie radioaktywnej chmury z Czarnobyla wkrótce na białaczkę lub inne nowotwory umrze około 4 tys. A raport UNSCEAR wręcz bagatelizuje sprawę – 30 pracowników elektrowni to według ekspertów jedyne ofiary śmiertelne.
Przy usuwaniu skutków katastrofy pracowało 240 tys. ludzi, zwanych "likwidatorami”. Do tej pory na białaczkę, choroby serca i inne nowotwory zmarło 230 z nich. Wielu z nich choruje na kataraktę, schorzenia typowego dla niedoszłych ofiar wybuchu bomb atomowych w Japonii.
– Badania przeprowadzone wśród pracujących przy usuwaniu skutków awarii wskazują, że są oni nawet zdrowsi niż osoby, które nie były nawet narażone na promieniowanie – twierdzi tymczasem prof. Zbigniew Jaworowski, przewodniczącym Rady Naukowej CLOR i członek UNSCLEAR.
Władze Ukrainy, które mogłyby udostępnić prawdziwe dane na temat skutków katastrofy, co roku dostają z zagranicy 150 milionów dolarów zapomogi. To pieniądze na renty, odszkodowania i zapomogi dla rzekomych ofiar wybuchu i promieniowania. Kto więc chciałby przyznać, że poszkodowanych jest najwyżej kilkanaście tysięcy, a nie sześć milionów ludzi, jak podają oficjalne statystyki?
By nie urodzić mutanta
W Europie Zachodniej na usunięcie ciąży zdecydowało się od 100 do 200 tys. kobiet. Ile takich zabiegów wykonano w Polsce? Tego nie wie nawet szef grupy lekarzy , która badała stan zdrowia Polaków po wypadku w Czarnobylu. – Nie dysponuję oficjalnymi danymi dotyczącymi naszego kraju – mówi prof. Janusz Nauman.
– To była prawdziwa psychoza. Naprawdę bałyśmy się urodzić mutanty – wspomina pani Grażyna z Lublina. – Ja postanowiłam zaryzykować i na zabieg się nie zdecydowałam. Ale znam takie co to zrobiły.
Do Czarnobyla poproszę
– Gdy zobaczyłam zdjęcia, zrozumiałam że muszę tam pojechać. Kiedy najbliższa wyprawa? Weźmiecie 13-latkę?– pyta internautka na forum www.opuszczone.com.
Chcesz odczuć to na własnej skórze? Zobaczyć na własne oczy? Chcesz usłyszeć ciszę jakiej nigdy i nigdzie nie doświadczysz? – tak reklamują studenci Politechniki Warszawskiej swój Czarnobyl Tour. Wyjazd już za kilka dni.
Obowiązkowe wyposażenie to licznik Geigera, zatankowany do pełna samochód lub motocykl i aparat fotograficzny. Przezorni nakładają maskę z nawilżonej szmatki lub chusteczki. Można jechać na własną rękę lub z biurem podróży. Tak "przyjemność” to wydatek rzędu co najmniej tysiąca złotych.
Artykuł pochodzi z Dziennika Wschodniego, wydanie z 26 kwietnia 2006 roku