To uliczka Ku Farze miała kiedyś schodki?
Można było wejść na wieżę ciśnień i mieć Bramę Krakowską i katedrę jak na wyciągniecie dłoni?
A ten niesamowity widok otwierający się sprzed ratusza, gdy nie odbudowano jeszcze domów przylegających do Bramy Krakowskiej i tworzących narożnik ul. Królewskiej...
Znane miejsca zniszczone przez wojnę, znane miejsca jeszcze pachnące farbą po socjalistycznej odbudowie. Miejsca, na które latami patrzył Edward Hartwig będą sukcesywnie do oglądania na stronie Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN. To dopiero początek.
Ale ten początek tylko u nas.
Ogród Lublin
– Wielu z tych zdjęć nigdy nie widziałam, nie ze wszystkich ojciec robił odbitki. O, tego nie znałam, to też chyba widzę pierwszy raz – mówi Ewa Hartwig-Fijałkowska, oglądając zdjęcia wybrane do publikacji. – Przeglądałam je wszystkie, klatka po klatce wybierając te z Lublinem.
Po ojcu zostały szklane negatywy, stykówki, klisze. Te zwinięte w rolki w musiałam ciąć, segregować, chować w specjalnie zamówione kopertki. Z identyfikacją Lublina nie miałam kłopotu, bo znam miasto, choć tego mojego Lublina ojciec nie fotografował. Jaki był mój Lublin? Taki, jaki może mieć dziecko. Urodziłam się w gabinecie ginekologicznym przy ul. Narutowicza ale wychowałam w naszym domu przy ul. Glinianej. Miałyśmy z siostrą duży ogród, niedaleko zaczynały się łąki i pola. To był nasz Lublin z ogromną czereśnią czy wiśnią, już dziś nie pamiętam, rosnącą niedaleko domu...