Jak doświadczymy Chrystusa zmartwychwstałego, to te rany, które nas bolą, te wszystkie utraty pozwolą nam dalej żyć. Miłość powinna pierwsza dobiegać do grobu. Dobiega i nagle okazuje się, że to, co było miejscem przerażenia i kresu staje się miejscem nowego początku. W biegu naszego życia ważne jest to, żeby wygrywała miłość – rozmowa z o. Rafałem Sztejką SJ, jezuitą z Duszpasterstwa Akademickiego KUL.
• Co wydarzyło się z Jezusem dwa tysiące lat temu w Jerozolimie?
– Został wydany w ręce ludzi, którzy wytoczyli mu proces. Był osądzony, uznany winnym, został skazany na śmierć krzyżową z wcześniejszym ubiczowaniem. Umarł na Golgocie, wśród złoczyńców. Warto sobie uświadomić, że na temat dzieciństwa Jezusa mamy w Ewangeliach parę zdań. O tym, co robił do trzydziestego roku życia, zanim zaczął nauczać nie wiemy prawie nic. Natomiast każdy z Ewangelistów napisał po dwa rozdziały o sądzie na Jezusem i męce. To daje do myślenia. Śmierć Jezusa jest najważniejszym punktem życiorysu. To także jeden z najważniejszy punktów naszej wiary i historii świata.
• Dlaczego?
– Chrystus zawisł na krzyżu. Udzielając z krzyża ogromnej katechezy przebaczenia, mówiąc do łotra: Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju. Udzielając katechezy wrażliwości, mówiąc: to jest syn twój, to jest matka twoja. Udzielając katechezy przebaczania, mówiąc: Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. W Wielki Piątek stało się coś, co w naszej historii może być punktem odniesienia po wszystkie dni historii człowieka.
• Skąd tyle okrucieństwa w żołnierzach, którzy wykonywali wyrok?
– Dostali człowieka, z którym mogli zrobić wszystko. Stąd na przykład zabawa w króla, która była formą wyszydzenia. Chodziło o to, żeby dodatkowo psychicznie poniżyć Jezusa. Skąd tyle okrucieństwa? Z chęci wyładowania napięcia. Dostali bezbronnego, który nie mógł się bronić, co jeszcze nakręciło falę okrucieństwa. Paradoksalnie największą agresję budził spokój Jezusa, być może zadziałał jak płachta na byka.
• W głośnych spektaklach Kazimierza Dejmka żołnierze biczowali drewnianą figurę Jezusa. Uderzenia biczy były tak silne, że z figury leciały drzazgi.
– Okazuje się, że te bicze były bardzo okrutnym narzędziem. W skórzane rzemienie były wplecione metalowe haczyki, które podczas uderzenia rozszarpywały ciało. Zapach krwi jeszcze podkręcał żołnierzy. Śmierć krzyżowa Jezusa była okrutną karą. Agonia została rozłożona na wiele godzin. Chrystus umarł szybko, był bowiem bardzo osłabiony biczowaniem. Pozostałym łotrom żołnierze musieli połamać golenie, żeby w końcu się zadusili na krzyżu.
• Czy Jezus spodziewał się tak okrutnej śmierci?
– Jedna z teorii mówi, że tak. Inna, że zapowiadając swoją śmierć, być może, myślał o ukamienowaniu, bo taką śmiercią karali Żydzi. Ważne, by pamiętać, że to nie ogrom cierpień stanowi istotę odkupienia, ale miłość która nie cofa się przed cierpieniem.
• Wielka Sobota jest ciszą?
– Tak. Wielki Sobota jest dniem ciszy. Dniem, w którym Bóg jest w grobie. Wydaje się, że wszystko jest przegrane. Ten, który miał nas zbawić, leży w grobie. Sam, bo nawet jego uczniowie czmychnęli. Myślę, że to jest dobry dzień.
• Dlaczego?
– My też w życiu tych Wielkich Sobót doświadczamy. Ile razy nam się wydaje, że to już koniec, że się nie podniesiemy, że nie podniosą się nasi bliscy, że walka przegrana? Wielka Sobota kończy się liturgią wigilii paschalnej. To, co miało być miejscem kresu, okazuje się nowym początkiem. To jest bardzo dobra lekcja dla nas. Wielka Sobota jest czasem żałoby, czasem łez, czasem smutku, w którym mamy doświadczyć braku obecności Boga. Na szczęście przychodzi zmartwychwstanie, Bóg jest żywy, znów jest pośród swoich uczniów.
• Czy pandemia może paradoksalnie sprawić, że w tym roku uda nam się głębiej i mocniej przeżyć ciszę Wielkiej Soboty i radość zmartwychwstania?
– To są święta absolutnie szczególne. Nie ma człowieka, który nie stracił kogoś z rodziny, przyjaciela czy kogoś znajomego. Nie ma nikogo, kto nie odczuł materialnie skutków Covid. W tej sytuacji bardzo pomocną może być refleksja papieża Franciszka, który pod koniec zeszłego roku opublikował książkę „Powróćmy do marzeń”. Napisał ją z perspektywy pandemii, mówi o szansie, którą daje nam pandemia.
• Jakiej szansie?
– Szansie na braterstwo. Wiele drzwi się nam zamyka, wiele spraw się komplikuje, zaczynamy żyć na niższym poziomie konsumpcyjnym, ale możemy być dla siebie bardziej braćmi, możemy być bardziej zatroskani jedni o drugich. Możemy bardziej wychodzić do tych, którzy stracili bliskich. Papież mówi o tym, że pandemia pokazuje, że liczą się bohaterowie drugiego planu.
Nagle się okazuje, że doświadczamy dobra od kuriera, od kierowcy karetki, od salowej. Oni są konieczni do ratowania życia.
Franciszek diagnozuje, że to jest wielka szansa, żeby odkryć bohaterów drugiego planu i zobaczyć, że świat funkcjonuje dzięki nim. Tegoroczne święta są ogromną szansą, żeby to odkryć w sobie. To jest także super okazja, żeby powiedzieć ludziom, dla których zwykle nie mamy czasu, jak są ważni. Powiedzieć słowo dziękuję, może słowo przepraszam. Spróbować coś naprawić, uczynić pierwszy krok. Wychylić się ku przebaczeniu i pojednaniu. Wierzę, że tegoroczna cisza wielkiej soboty pozwoli nam na nowo ułożyć sobie porządek świata.
• Grzegorz Linkowski, reżyser i animator życia filmowego w Lublinie napisał ostatnio, że jeżeli człowiek przejdzie przez pusty grób Jezusa i pójdzie dalej, uwierzy w zmartwychwstanie, to za pustym grobem czeka go miłość. Jeżeli potrafi miłość wykorzystać, to da sobie radę w tak trudnym czasie, w jakim się znaleźliśmy?
– To ja odpowiem za pomocą dwóch biblijnych obrazów. Oto pierwszy: Jezus zmartwychwstały mówi do Tomasza: Włóż palce w rany po gwoździach, rękę w ranę na boku. Jezus wykorzystuje niewiarę Tomasza do pokazania kapitalnej rzeczy w zmartwychwstaniu. Jezus zmartwychwstał, ale dalej ma rany. Ma ręce przebite, ma bok przebity.
• Co to oznacza?
– To, że jak doświadczymy Chrystusa zmartwychwstałego, to te rany, które nas bolą, te wszystkie utraty pozwolą nam dalej żyć. Chrystus pokazał, że jest możliwe życie z ranami, które ma. A jeśli chodzi o kwestię miłości, to drugi obraz. Jest taka scena w ewangelii, że po słowach Marii Magdaleny Jan i Piotr biegną do grobu. Do grobu dobiega pierwszy Jan. Ktoś powie, że był młodszy, sprawniejszy. Ale spójrzmy na to głębiej. W całej ewangelii Jan jest symbolem miłości. To jest ten uczeń, który mówi, że Bóg jest miłością. To jest ten uczeń, który w swoich listach pisze: Miłujcie się.
To znaczy, że miłość powinna pierwsza dobiegać do grobu. Dobiega i nagle okazuje się, że to, co było miejscem przerażenia i kresu staje się miejscem nowego początku. W biegu naszego życia ważne jest to, żeby wygrywała miłość.
• Co jeszcze jest ważne w doświadczeniu tajemnicy Zmartwychwstania?
– Najważniejsze jest spotkanie Chrystusa zmartwychwstałego. Z jego ranami. Z jego troską o uczniów. Spotkać takiego Chrystusa zatroskanego o mnie, Chrystusa, który żyje – to jest największa tajemnica Zmartwychwstania, tajemnica miłości, która nas przemienia, która nas zbawia. Doświadczyć Zmartwychwstałego to znaczy doświadczyć tego, że miłość jest silniejsza niż śmierć, że ostateczny głos w naszej sprawie należy do Boga, który jest miłością. Jest tym, który zwycięża.
• Wygląda na to, że Panu Bogu na nas zależy. Jeżeli tak, jeśli wysyła ku naszym sercom swoją miłość, to może warto spojrzeć na Wielki Tydzień z optymizmem? Jeżeli ziarno miłości zakiełkuje w naszych sercach, to może wiosna będzie czasem zbierania owoców?
– Z całą pewnością tegoroczne święta są dla nas dużym wyzwaniem. Dają możliwość przeżycia ich inaczej, głębiej.
Warto sięgnąć do swojego serca i zobaczyć istotę świąt, nie ich opakowanie. A istota świąt to spotkanie Zmartwychwstałego, który żyje i spotkanie z nami rozpoczyna od słów: Nie lękajcie się. Te słowa Boga do człowieka to jest jeden z kręgosłupów Biblii. Bóg chce, żeby człowiek codziennie usłyszał: Nie bój się, przychodzę ci z pomocą.