Spółdzielnie mieszkaniowe i zarządcy odgradzają swoje tereny bramami i stawiają szlabany. Aby dojechać przed blok trzeba mieć klucz lub pilota. Ale z dojazdem też nie jest łatwo. Bo kierowcy – kiedy widzą karetkę na sygnale – głupieją.
Budowa ogrodzenia trwa m.in. przy al. Sikorskiego 3. Mają się tu pojawić dwie bramy. – Będzie problem z dojazdem karetki czy straży pożarnej – już martwi się Zbigniew Staszak, mieszkaniec jednego z sąsiednich bloków. – Szukaj teraz człowieka z kluczami, kiedy ktoś czeka na ratunek.
Ratownicy medyczni załamują ręce. – Każdy by chciał, żebyśmy błyskawicznie byli na miejscu, ale często jest to niemożliwe. Co z tego, że szybko dojedziemy, kiedy mamy problem z dostaniem się pod konkretny adres? – mówi Mirosław Magierka, kierowca i pielęgniarz. Przykład? – Ulica Samsonowicza na osiedlu Nałkowskich w Lublinie z każdej strony jest zastawiona słupkami.
Spółdzielnia Mieszkaniowa im. Nałkowskich twierdzi jednak, że karetki powinny bez problemu dojechać do każdego z bloków. – Słupki nie blokują ulic, a jedynie trawniki – mówi Jan Kłos, prezes spółdzielni.
Największa zmorą ratowników są nowe osiedla i wspólnoty mieszkaniowe. – Najgorsze jest to, że chcą nam dawać klucze i piloty do bram, abyśmy w razie potrzeby mogli wjechać na osiedle – mówi Brzezicki.
– Odmawiamy. Gdybyśmy je brali, po pewnym czasie kierowca woziłby ze sobą pęk kluczy i pilotów. To bez sensu.
Problemem staje się także brak oznakowania bloków czy domów. Kiedy na danym osiedlu jest dużo bloków, znalezienie tego odpowiedniego jest bardzo trudne. Ale najpierw trzeba na osiedle dojechać.
Kiedy ulicą jedzie pogotowie na sygnale, kierowcy powinni jak najszybciej i jak najbezpieczniej zjechać mu z drogi. Czy tak się dzieje?
– Czasami się zastanawiam czy ci ludzie prawo jazdy kupili na targu – mówi jeden z ratowników. – Wszyscy zjeżdżają na jedną stronę drogi, a tu jeden się wyłamuje i zjeżdża w drugą stronę, blokując mi całkowicie przejazd.
Z pieszymi nie lepiej. Kiedy wybraliśmy się z pogotowiem na akcję ratunkową i dojeżdżaliśmy do przejścia ludzie wprost wbiegali na przejście, bo jeszcze zdążą.
Kierowca karetki, jadąc na sygnale może wjechać na skrzyżowanie na czerwonym świetle, albo jechać pod prąd. Ale w momencie, kiedy ktoś mu nie ustąpi pierwszeństwa, to właśnie on odpowiada za spowodowanie kolizji czy wypadku. – Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Być odpowiedzialnym za pacjenta, którego się wiezie, za załogę i za innych uczestników ruchu – mówią kierowcy.
– Jazda na sygnale jest nawet bardziej niebezpieczna niż bez niego – mówi Brzezicki. – Kierowcy wtedy zachowują się irracjonalnie. Bardzo rzadko przepuszczają karetkę. A zdarza się, że za nami jadą.
Tomasz Wójciszyn (JSZ)