Jaki był ten mój Lublin? To było miasto Krakowskiego Przedmieścia. A tam trzy neony.
Siedzi Marek Słomianowski jak mądry filozof w swojej przeszklonej klatce. Otaczają go tysiące książek różnego formatu, wartości, wieku. Ci, co przyszli, z uwagą pochylają się nad pożółkłymi stronami zatopieni w lekturze. Marek mówi - kiedyś Krakowskie żyło. Sklepy, kawiarnie, księgarnie. Dziś tylko banki, telefony komórkowe i puby. Po południu wymarłe. Zresztą, tak jak tu - wzrusza ramionami.
Pora się pakować
Michał Zdanowicz spojrzał zdziwiony. - Ja przychodzę - wyrwało mu się. - Popatrzeć, powertować, powdychać ten kurz i roztocza - roześmiał się młody. - Stare Miasto jest szczególne, wcale tu takiego ruchu nie ma. Ludzie przyjdą na jakiś jarmark, ale później nie wracają. Nie ma takiego pomysłu, żeby przychodzili często. A tak serio: to w innych miastach przy głównym trakcie lokalizowane są chociażby antykwariaty. One tworzą klimat.
- A ja naliczyłem, że jest tu 41 lokali gastronomicznych. Po moim antykwariacie będzie pewnie czterdziesty drugi. Ceny? Wolałbym nawet nie mówić, ale na pewno czynsz za lokal w centrum Starego Miasta liczony jest w tysiącach złotych. Ja z moich książek tyle nie zarobię - wzrusza ramionami Słomianowski. - Na dobrą sprawę tu galerii jest zaledwie kilka, więc nie powinienem się dziwić, że tylko w weekendy przychodzi się na piwo na Stare Miasto.
Kogo to obchodzi
- Jest tu około 12 tysięcy tytułów - zatacza krąg ręką właściciel. - Tak, znam wszystkie. To mój zawód.
Wychodzi ze swojego miejsca. Opiera się o "Słownik języka polskiego”. Obok czterotomowa historia sztuki kupowana kiedyś spod lady, stosy powieści biograficznych i tytułów, które dawniej były przedmiotem pożądania, umizgów w księgarniach i wynoszone tylnym wyjściem. Dziś leżą zakurzone, pożółkłe,
niechciane.
- "Prywatne Męskie Gimnazjum imienia Stefana Batorego. Szkoła Lubelska. XXX-lecie” - czyta tytuł. - Kogo to obchodzi? - rzuca. A powinno. Całe dwie klasy z tego gimnazjum jak jeden mąż poszły na wojnę. A nie musieli. - O proszę - kartkuje książkę - zdjęcia Hartwiga, okładka projektu Kurzątkowskiego. Za jedyne 40 złotych...
Nie dla normalnych
- Czy ktoś dziś wie, co to jest biały kruk? - zastanawia się przez chwilę. - Ja myślę, że gdyby dziś na Krakowskim Przedmieściu leżała biblia Gutenberga nikt by się nie zatrzymał.
Słychać kroki na wysokich schodach. Przyszła kobieta sprzedać książki. Takich osób jest więcej niż chętnych do kupna. Niestety, spiętrzone tekturowe pudła czekają na wyprowadzkę. Nic się już nie kupuje.
- Kto tu przychodzi? Sami wariaci - śmieje się głośno i od razu prostuje: Nie, ja nie mówię tego serio. Raczej myślę o pasjonatach. Ale tych albo ubywa, albo środowisko ludzi zbierających książki w Lublinie jest bardzo małe. I to w mieście tylu uczelni.
Książki na makulaturę
Księgarzem jest od ćwierć wieku. - Gdybym był na państwowym, może bym jakąś jubileuszówkę dostał - wzdycha. - Po co to robię? Często zadaję sobie to pytanie, jak nikogo nie ma cały wieczór. A co innego mógłbym robić? - znów powtarza. - To mój zawód i moje życie.
Nie zamierza z tego życia rezygnować. Ma nadzieję na nowe miejsce. Mówi, że jeśli znajdzie życzliwość w lubelskim Centrum Kultury, już wkrótce będzie to jego nowy, może szczęśliwszy, adres.
Maria Kolesiewicz