Najważniejszą rzeczą było spełnienie ostatniej woli zmarłego. Żywi chcieli w ten sposób uniknąć gniewu nieboszczyka. W przeciwnym razie, jego dusza może jeszcze dać o sobie znać. A tego dawni mieszkańcy wsi i miasteczek bardzo się bali. Jak wyliczają etnografowie, którzy badali obrzędowość rodzinną w naszym regionie, było bardzo wiele zakazów i nakazów obowiązujących w momencie śmierci. Głównie chodziło w nich o to, by uchronić pozostałych członków rodziny przed pociągnięciem ich za zmarłym.
Powrót duszy zmarłego był niepożądany, choć oczywiście istniały w kalendarzu dni, gdy oczekiwano kontaktu ze zmarłymi. Na przykład w dzień zaduszny czy w Wigilię.
Ale powrotów zmarłych, spowodowanych niedopełnieniem jakiejś czynności przy ich pochówku, bardzo się wystrzegano. Dlatego dawniej, głównie na wsiach, cały rytuał pogrzebowy musiał być starannie zachowany. Jeszcze dziś zdarzają się osoby, które proszą w zakładach pogrzebowych o coś, co jest dalekim echem tamtych rytuałów.
W tę podróż odchodzę, nie biorę nic z sobą / W postaci okryty śmiertelną żałobą
– Trzy czwarte pochówków, to takie, w których zmarły ubierany jest w rzeczy przyniesione przez bliskich. Jego własne. Kobiety w garsonki, żakiety, mężczyźni w garnitury. Pozostali to chowani w ubraniach specjalnie kupionych w tym celu. Najczęściej do rąk dostają książeczki do nabożeństwa i różaniec. To taki standard. Zdarza się, że rodzina przynosi czapkę, laskę czy zegarek. Takie najbardziej osobiste rzeczy zmarłego. Kobiety chowane są z torebkami. Mieliśmy przypadki, że w tych torebkach były kosmetyki. Albo bliscy prosili o włożenie do trumny flakonika ulubionych perfum – mówi pani Agnieszka, przedstawicielka Domu Pogrzebowego Hades z Lublina, która tłumaczy, że zalecenia co do pochówku, to bardzo indywidualna sprawa.