Jak żona widzi, że siedzę przed telewizorem, to jest zdziwiona. – Nie biegasz, pyta z wyrzutem. I już mnie nie ma – opowiada Marek Bisek. Człowiek, który biega w kopalniach. Owszem, jest górnikiem z Łęcznej, ale biega w podziemnych sztafetach.
Marzec, kopalnia soli w Bochni. Raz do roku, w nieczynnym szybie, 212 metrów pod ziemią stoi 140 osób. Wszystkie w szortach i sportowych spodenkach. Wszyscy w 4-osobowych zespołach. Lubelszczyznę reprezentują Marek Bisek, Marek Podlipny, Jan Szczypek oraz Leszek Kot, czwórka górników z Łęcznej.
Bieg zawsze zaczyna się w sobotę o godz. 14, a kończy... w niedzielę o 2 w nocy. Zawodnicy biegają po pętli długości 2420 metrów pomiędzy szybami Sutoris i Campi.
– Jako debiutanci podeszliśmy do zawodów z marszu, bez specjalnego przygotowania – opowiada Marek Bisek. – Czuliśmy lekką tremę przed tym biegiem.
Górnicy zaczęli spokojnie. Bieg w Bochni to nie tylko ogromny wysiłek fizyczny, ale także taktyka. Odpowiednie rozplanowanie sił jest kluczem do sukcesu. 12 godzin w gotowości, skrajne zmęczenie, kolejne kilometry w nogach. – Na początek przyjęliśmy taktykę, że każdy robi po trzy pętle. Po starcie ekipy zaczęły się tasować. Pierwsze parę godzin biegaliśmy w środku stawki, w drugiej dziesiątce – opowiada Marek Bisek.
Taktyka była dobra, bo z upływem czasu lubelska ekipa zaczęła się przesuwać do przodu.
Bocheńska impreza to święto ludzi kochających bieganie. W Łęcznej grupa zapaleńców-górników od lat właśnie w ten sposób realizuje się w wolnym czasie. Są skupieni wokół Stowarzyszenia Miłośników Sportu „Maratończyk”. – Pomaga nam kopalnia, dotując naszą pasję – mówi Bisek. – Startujemy w maratonach, półmaratonach. Jeździmy po całej Polsce. Jak już bieganie wciągnie, to trudno się z nim rozstać – dodaje Marek Bisek.
Bieg w Bochni był nowym wyzwaniem. W połowie zawodów dopadł ich jednak kryzys i zmienili taktykę. Zamiast trzech, przeszli na dwa okrążenia. – Po kilku godzinach trzeba odpocząć. Biegaliśmy na poziomie minus 212 metrów, a jeszcze niżej była wielka komora z miejscami noclegowymi – mówi Marek Bisek. – A tam pół godziny w śpiworze i znowu w trasę. Tyle że na górę trzeba się było wspinać po schodach. Męczarnia.
I jeszcze chipa trzeba dźwigać... Każdy zawodnik miał go przy sobie. Na każdym okrążeniu trzeba było przebiec po macie z czytnikiem. Dzięki temu system informatyczny mierzył liczbę okrążeń pokonanych przez drużynę. – O północy zaczęliśmy się zbliżać do pierwszej dziesiątki. Wylaliśmy resztki potu i rzutem na taśmę zajęliśmy 9 miejsce – cieszą się lublinianie.
Niezły wynik jak na debiut i 35 drużyn.
W 12 godzin pokonali 71 okrążeń, czyli 172 km. Zwycięzca – Chemia Hurt Rybnik – miała w nogach 83 okrążenia, czyli ponad 201 kilometrów.
Paweł Puzio
Już można się zgłaszać na przyszły rok. Na zgłoszenia organizatorzy czekają od 20 stycznia 2007 roku. Więcej informacji na www.bochnia/sztafeta.pl