2.
Jest rok 1983. Smalec i masło znów są na kartki. Proszki i mydło jeszcze nie. MPK otrzymało 30 przegubowych ikarusów. Zakłady Metalurgiczne „Ursus” szykują się do pierwszego spustu żeliwa. Każdego dnia, na długo przed otwarciem Domu Towarowego „Sezam”, gromadzi się tłum czekających, aż coś „rzucą”. Po otwarciu ludzie zmęczeni, spoceni, siedzą gdzie popadnie. Jedzą kanapki, piją herbatę z termosów. Jak żali się dziennikarzowi „Sztandaru Ludu” dyrekcja sklepu, często wywracane są lady przy stoiskach z tekstyliami i obuwiem, bo tam gromadzi się najwięcej kupujących. Od początku roku nie ma już stanu wojennego.
Jest luty 1983. Od połowy miesiąca w Lublinie wiszą krzykliwe plakaty informujące, że „28 lutego br. zespół Republika prezentuje zespół U.K. Subs (W. Brytania)”. Obie grupy mają dać w hali Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji przy Al. Zygmuntowskich dwa koncerty.
3.
- Do dziś pamiętam ten kosmiczny obraz. Z jednej strony ochrona, czyli Milicja Obywatelska, bo wtedy milicja tym się zajmowała. Byli przed halą, w tych swoich papachach (czapka uszanka - przyp. aut.), szynelach, bo to przecież zima. A naprzeciwko punkowcy w czarnych skórach, z agrafkami i w czerwonych apaszkach. Było nawet kilku z postawionymi włosami - wspomina pan Krzysztof, który 33 lata temu był na koncercie. Miał wówczas 23 lata, już pracował, miał rodzinę. Na koncert wybrał się sam, bilet kupił w Orbisie przy Krakowskim Przedmieściu, na parterze hotelu Europa. - Kosztował ze 300, może 500 złotych, jakoś tak. Ludzi było ze 2 tysiące, może więcej. Nie byłem fanem, ale poszedłem, bo szło się na wszystko. Na te kilka koncertów w roku, jakie wtedy organizowano w Lublinie. Stałem na dole, na parkiecie, bo tam było najlepiej słychać. W ogóle nagłośnienie w hali było słabe, ale tam było jeszcze znośnie. Widziałem jak punkowcy robili pogo, widziałem te wiry pod sceną - dodaje.