Sobota, 14 marca. W auli Wyższej Szkoły Humanistyczno- Ekonomicznej siedzi blisko 100 osób z całej Polski. Wypełniają deklarację , dostają mapę, kartę drogową, numer startowy. I ruszają na Rajd Samochodowy Zamość-Narol 2009.
- Zaznaczone są skrzyżowania, na których jest więcej niż jedna możliwość kierunku jazdy - wyjaśnia wszystkim Grzegorz Gorczyca, prezes Automobilklubu Chełmskiego, jeden z organizatorów rajdu. - Macie też zaznaczone, gdzie szukać zadań topograficznych.
Na każdej z kratek oznaczona była także odległość. Co kilkanaście kilometrów dzienny licznik samochodu trzeba było zerować.
120 punktów karnych
Za pierwsze wykroczenie drogowe załoga miała otrzymać 120 punktów karnych, za kolejne byłaby wykluczona z rywalizacji. Samo "zdobycie” takiej liczby punktów karnych automatycznie zepchnęłoby ekipę na jedno z ostatnich miejsc. Nie było więc żartów.
Test i piłeczka
Po dotarciu na miejsce, na Rynku czekał już fiat 500, którym kierowcy przejechali pierwszą próbę sprawnościową. Slalomem między pachołkami. Próba Jackiego Stewarta nie należała do prostych. Trzeba było jechać na tyle szybko, by zdobyć najlepszy czas i na tyle ostrożnie, by nie zrzucić piłeczki z talerza, który przymocowany był do maski pojazdu.
Jeszcze test z Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i można startować.
Busem też można
W imprezie wystartowały czterdzieści trzy załogi. - To najlepsza frekwencja w rajdzie turystycznym we wschodniej Polsce od wielu lat - dodaje Gorczyca.
W zwierzyńcu na kierowców czekała druga próba sprawnościowa. Tu odpadła skoda felicia z załogą: Marcin Wędzina i Piotr Głaz. Samochód odmówił współpracy. A dokładnie, to rozsypała się skrzynia biegów.
- Mimo że rajd się dla nas zakończył, nie zrezygnowaliśmy z dojechania do mety - mówi Marcin. - Lawetą wróciliśmy do Zamościa, stamtąd busem pojechaliśmy do Tomaszowa Lubelskiego, a do Narola podrzucił nas stary znajomy jeszcze z czasów studiów.
Błoto, śnieg i awarie
Kolejna trudna przeprawa czekała na rajdowców przy następnym zadaniu topograficznym w okolicach Krasnobrodu. Kilkusetmetrowa aleja pokryta śniegiem. Trzeba było zaparkować na jej końcu, a dalej kolejne kilkaset metrów przejść pieszo. Aż do kapliczki św. Rocha.
W drodze powrotnej urwała mi się osłona tłumika i szlifowała po jezdni. O dalszej jeździe nie było mowy. Ale nie zostałem pozostawiony sam sobie. Członkowie Automobilklubu Chełmskiego szybko i sprawnie usunęli awarię. Arek Gogułka zanurkował pod samochód i gotowe.
Meta
9 minut i test rozwiązany. O godzinie 18.20 powinna się pojawić ostatnia ekipa. Oczekiwaliśmy na nich z niecierpliwością. W trasie były jeszcze dwa samochody. Nie można się było do nich dodzwonić. Na szczęście, okazało się, że tylko zabłądzili na trasie. Zostali zdyskwalifikowani za przekroczenie czasu wjazdu na metę.
Wyniki
Po podliczeniu wyników wiadomo było już, kto wygrał. Rajdowcy zostali sklasyfikowani w dwóch kategoriach. Debiutanci i "profi”. W kategorii debiutantów wygrali Ryszard i Katarzyna Krawczykowie z Płazowa (opel vectra, 54,3 pkt). W klasie "profi” wystartowali zmotoryzowani turyści z Automobilklubu Chełmskiego. Wygrali Wioletta i Robert Hrynkiewicz-Sudnikowie (ford fiesta, 45,4 pkt).