Komisarz Maciejewski powraca. Jako tajniak niemieckiej Policji Kryminalnej ściga seryjnego zabójcę kobiet z Lublina. Premiera "A na imię jej będzie Aniela” już za kilka dni.
– Co najmniej trzeci. Pierwszy raz spotkaliśmy się jesienią 2007 roku przy okazji "Morderstwa pod cenzurą”, czyli pierwszej części "Komisarza Maciejewskiego”. Po roku była druga część, czyli "Kino Venus”, a w 2009 roku pytała mnie pani, dlaczego nie ma kolejnego "Maciejewskiego”…
• Ale za moment był 2010 rok, kiedy wspomniał pan, że trzeci "Maciejewski” właśnie się pisze. Rozmawialiśmy przy okazji premiery innej pana książki, "Officium Secretum”. Zdradził pan na chwilę Maciejewskiego. Warto było?
– To na pewno ważna dla mnie książka, choćby pod względem wizerunkowym. Pokazałem się jako pisarz, który potrafi napisać nie tylko kryminał retro i może tym samym zyskać nową publiczność. W "Officium Secretum” też bawię się historią, ale przede wszystkim komentuję, jak najbardziej serio, współczesność.
• Był sukces czytelniczy?
– Na pewno, ale nie taki, jak w przypadku "Komisarza Maciejewskiego”. "Officium” ma czytelników, a "Maciejewski” ma fanów, którzy są do niego przywiązani i czekają na kolejne odsłony.
• Czy to dlatego zdecydował się pan napisać trzecią część przygód komisarza?
– Było oczywiste, że Maciejewski musi powrócić. Przecież to moje danie firmowe!
• Przywiązał się pan do swojego bohatera?
– Lubię go i, na szczęście, jeszcze się nim nie znudziłem. Może dlatego, że każda część przygód Maciejewskiego jest inna? "Morderstwo pod cenzurą” jest niemal klasycznym, takim amerykańskim czarnym kryminałem, "Kino Venus” ma lekki, kabaretowy charakter, natomiast "A na imię jej będzie Aniela” będzie mrocznym kryminałem okupacyjnym.
• Zdradził pan tytuł najnowszej części "Maciejewskiego”, która ukaże się już w przyszłym tygodniu. Proszę więc jeszcze zdradzić, nad czym tym razem będzie pracował komisarz?
– Będzie ścigał seryjnego zabójcę młodych kobiet. Seria morderstw rozpocznie się w Lublinie w 1938 roku. Rok później, gdy wybuchnie wojna, żeby kontynuować swoje śledztwo, Maciejewski będzie musiał wstąpić do niemieckiej Policji Kryminalnej, czyli Kripo. Równocześnie będzie działać w polskim podziemiu.
• Akcja rozgrywa się w Lublinie?
– W Lublinie i okolicach. Ale nie miejsce jest tym razem najistotniejsze. Ważne jest zanurzenie fabuły kryminalnej i postaci w najbardziej tragicznym momencie naszej historii. Pokazuję pewien absurd ówczesnej sytuacji: zbrodnia jest powszechnie obowiązującym prawem, a Maciejewski musi współpracować z hitlerowcami, żeby schwytać innego zbrodniarza, kryminalistę.
• Dlaczego "umieścił” pan Maciejewskiego w Kripo?
– Żeby dotknąć tragizmu polskiego policjanta, który nie miał innego wyboru, niż służyć okupantowi, przynajmniej oficjalnie. Dzięki tej trudnej, niejednoznacznej sytuacji mogę pokazać, jak jest to dla niego frustrujące, ale też jak się zmienia, współpracując z gestapowcami. Co prawda, nie stosuje ich brutalnych metod, ale sytuuje się ponad prawem. Zmienia się też stosunek ludzi do niego, niektórzy nie chcą podawać mu ręki. To wszystko powoduje, że postać Maciejewskiego nabiera nowego charakteru.
• Czy to znaczy, że "A na imię jej będzie Aniela” to coś więcej niż lekki kryminał?
– Na pewno ta część przygód komisarza jest najbardziej pogłębiona psychologicznie, co nie znaczy, że wcześniejsze były li tylko lekkimi kryminałami. Postacie są bardziej złożone, niejednoznaczne, trudne. Bo też i taki był to moment; bardzo trudny i mroczny. Dlatego to już nie jest tylko rozrywka, ale rzeczywiście coś więcej.
• A co z samą zbrodnią? Dużo tych kobiet ginie?
– A wie pani, że nie pamiętam? Dosyć dużo. Mogę tylko zdradzić, że młode kobiety są uwodzone, gwałcone i zabijane. Ale to nie wątek kryminalny jest w tej powieści najbardziej mroczny. Powiedziałbym nawet, że jest "najlżejszy” i stanowi o tym, że książka pozostaje kryminałem służącym rozrywce.
• Spotkamy starych, znanych nam z poprzednich części bohaterów?
– Oczywiście. Jest Tadeusz Zielny, przystojny tajniak, jest Witold Fałniewicz, partner Zielnego, no i oczywiście Róża, kochanka Maciejewskiego.
• Co u niej słychać?
– Wcześniej była morfinistką, a teraz spotykamy ją jako wyleczoną z nałogu.
• Za to Maciejewski pije?
– Sporo popija. Nie jest mu lekko. Starałem się zagęścić jego kłopoty, żeby pokazać go w skrajnych warunkach. Myślę, że jest dzięki temu ciekawszy.
• Czy i tym razem zadbał pan o historyczne detale?
– Oczywiście. Konsultowałem się z historykiem Robertem Kuwałkiem. Dzięki niemu wiedziałem, co w owym czasie można było kupić do jedzenia, kiedy i dlaczego nie było w Lublinie prądu. Autentyczna jest postać żydowskiego lekarza od skrobanek czy też restauracja Szamy Grajera w getcie, do którego ściągały tłumy Niemców i przestępców. Są domy publiczne, kino, w którym wyświetlano propagandowy film niemiecki "Wieczny Żyd”, czy też lubelska prasa. Okupowany Lublin tętnił życiem, choć – powiedzmy to sobie szczerze – było to życie sparszywiałe.
• Kiedy zobaczymy w księgarniach "A na imię jej będzie Aniela”?
– Już w przyszłym tygodniu. Premiera zaplanowana jest na 9 lutego. "Anielę” oraz nowe wydania "Morderstwa pod cenzurą” i "Kina Venus” promować będzie wydany specjalnie "Express Kryminalny”, w którym poczytamy co nieco o dawnym kryminalnym Lublinie.
• A Maciejewski jeszcze kiedyś powróci?
– I to niebawem. Piszę właśnie czwartą część pt. "Skrzydlata trumna”. Rzecz dzieje się w Lublinie równolegle w 1945 i w 1936 roku. Śledztwo Maciejewskiego dotyczy autentycznej przedwojennej katastrofy lotniczej, w której zginęło dwóch polskich i dwóch rumuńskich pilotów.