W Chełmie bibliotekarze wynajęli fachowców, by odzyskać książki i wyegzekwować kary za ich przetrzymywanie. Jedni czytelnicy płaczą, drudzy krzyczą.
W Chełmskiej Bibliotece Publicznej awanturują się ludzie, którzy dostali wezwania do zapłaty kar za przetrzymywanie książek. W imieniu biblioteki wystawiła je... śląska firma windykacyjna. Rekordzista musi zapłacić około 3 tys. zł. Od siedmiu lat przetrzymuje sześć książek.
- Wezwanie do zapłaty spadło na moją rodzinę niczym grom z jasnego nieba - poskarżył się nam roztrzęsiony mężczyzna. - Okazało się, że moja siostra osiem lat temu wypożyczyła książkę Henryka Markiewicza "Polska nauka o literaturze”. Do tej pory jej nie oddała. Siostra od dawna mieszka w Warszawie, a tymczasem windykatorzy żądają teraz od niej prawie 400 zł kary.
- Przyznaję, że nastały dla takich osób trudne dni - mówi Anna Radosławska, dyrektor biblioteki. - Ale nie było innego sposobu, aby odzyskać przetrzymywane książki.
Nasz rozmówca twierdzi, że gdyby na chełmski adres jego siostry przyszło upomnienie czy wezwanie do oddania książki, to on czy ktoś inny z domowników dawno by tego Markiewicza odniósł. Tymczasem przez lata nikt o tę książkę się nie upominał. A dług rósł.
- To nieprawda, że nie wysyłaliśmy upomnień - mówi Anna Pietuch z ChBP. - Do domów nosili je nawet nasi stażyści. Skutki były mizerne.
Poskutkowało dopiero zaangażowanie profesjonalnych windykatorów. W ciągu kilku dni spóźnialscy i zapominalscy zwrócili około 800 tytułów. To w większości podręczniki akademickie i książki popularnonaukowe, a więc te, na które jest największe zapotrzebowanie.
- Powiało grozą - mówi inna z czytelniczek filii ChBP przy ul. Nadrzecznej. - Niedawno mówiło się, że PiS chce nam urządzić państwo policyjne, a teraz zanosi się na policyjną bibliotekę.
- Twarde prawo, ale prawo - ripostują bibliotekarze.